środa, 20 sierpnia 2014

Rozdział 81

- Tak, cześć Louis - odpowiedziałam trochę nerwowo.
- Co ty tu robisz?
- Ja...ja przyjechałam tu z mężem kolejny raz pożegnać się z moją rodziną - kiedy usłyszał że mam męża otworzył swoje lazurowe oczy szeroko z niedowierzenia.
- Aha. Sophie możemy porozmawiać w cztery oczy?
- T..tak ale nie teraz. Możemy się spotkać w parku o 17.00?
- Ta. Będę - pożegnaliśmy się i poszliśmy dalej w głąb cmentarza.
- Kto to był?
- Mój stary ( narzeczony ) kolega
- Ok

~~ Park 16.50 ~~

Czekałam na niego i myślałam o tym wszystkim co dzisiaj było. Siedziałam na ławce i płakałam z bólu jaki teraz nosiłam w sobie. Kiedy już wiedziałam że on nade mną stoi trochę niepewnie podniosłam głowę. Kolejna łza spłynęła po moim poliku skutkując tym że chwilę później Lou mnie przytulał. Poczułam się tak bezpiecznie jak kiedyś. Jego ciepłe ramiona oplatały moją osobę tak troskliwie jak kiedyś. Czułam się jak w romantycznym filmie do póki nie zadał tego istotnego pytania.
- Dlaczego uciekłaś? - wtedy wszystko runęło. Nie wiedziałam jak mu to wytłumaczyć.
- Bo..bo ja - musiałam to wyrzucić z siebie. Dłużej tego sama nie utrzymam w tajemnicy.
- Dwa lata temu ciebie nie było w domu, więc ja po prostu ze znudzenia wyszłam się przejść i wpadłam na Nialla i on zaproponował mi wpadnięcie do siebie. To ja się zgodziłam bo myślałam że jemu przeszło już wszystko ale kiedy tam weszłam zobaczyłam zdjęcie. Nasze zdjęcie jak się całujemy. Ono było rozbite. Nie uniosłam tego wszystkiego i uciekłam. To było dla mnie bólem kiedy on tak bardzo pragnął swojego szczęścia niszcząc naszą miłość. Dlatego wyjechałam stąd. Bo się bałam że on coś zrobi i wszystko zniszczy. Louis ja cię przepraszam. Nie powinnam w ogóle tu przyjeżdżać. Masz dziewczynę ona cię kocha a ja mam męża i jeszcze raz przepraszam. Będziemy przyjaciółmi? - chłopak pokiwał głową. Słabo się do niego uśmiechnęłam i przeprosiłam go na chwilę ponieważ poczułam nasilający się głód nikotynowy. Odeszłam kawałek i wyciągnęłam jedną fajkę z paczki i ją podpaliłam. Jakąś chwilę później szatyn obrócił mnie do siebie i zabrał mi papierosa wyrzucając go gdzieś za siebie. Zgromiłam go wzrokiem ale to nic nie dało. Wypuściłam dym z ust prosto w jego twarz by wiedział że nie spodobało mi się to co zrobił. Lecz to też nie zrobiło na nim żadnego wrażenia. Ten wzrok przeszywał mnie na wylot i przy okazji mówił: Niech nie liczą się konsekwencje. Próbowałam wyczytać z nich coś jeszcze ale nie mogłam. Wiedziałam czego on chce. Ale czy ja tego chcę? Przecież mam męża i pracę. Czy chcę to zaprzepaścić? Czy chcę wszystko rzucić i wrócić do Londynu? To jest to wielkie pytanie: Czy tego chcę?

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Vas happenin'? Hah. I tak oto wracam z porodówki z nowym rozdzialikiem. Wiem głupia jestem ale słońce chyba trochu mi przygrzało w głowę jak byłam nad morzem. Miłych wrażeń bay. I Ave ja!!!

1 komentarz: