środa, 5 marca 2014

Rozdział 46

Ten rozdział będzie jak z filmu akcji ponieważ nie wiem dlaczego ale tak mi się spodobało.


Kiedy doszliśmy do celu już mieliśmy iść na balkon żeby wszystko zacząć ale się zatrzymałam.
- Lou nie wiem czy powinniśmy tutaj - przewrócił oczami i pociągnął mnie za sobą. Jak byliśmy na balkonie delikatnie mnie podniósł.
- Niech wszyscy wiedzą że jesteśmy razem - nasze wargi złączyły się w jedną całość. Zatopiłam się w jego kasztanowych włosach. Po 10 minutach leżeliśmy na łóżku. Kreśliłam nieznane mi wzory na jego ramionach.
- Louis proszę nie dzisiaj, jutro ale nie dzisiaj
- Dobra, nie to nie - gwałtownie się ode mnie odsunął.
- Przepraszam - po tym słowie poszłam do łazienki. Przebrałam się i zmyłam makijaż a włosy związałam w niedokładnego koka. Wyszłam na balkon, musiałam sobie wszystko przemyśleć. Oparłam się łokciami o barierkę. Podziwiałam oświetlone miasto. Nawet bez słońca jest wszędzie jasno. Chciałabym żeby ten widok nigdy mnie nie opuszczał. Spojrzałam w gwiazdy. Jedne mrugały mocniej a inne mniej. Księżyc oświetlał moją sylwetkę a lekki wiatr rozwiewał ubrania. Nie wiem dlaczego ale miałam dziwne przeczucie że coś się stanie w najbliższym czasie. I to coś złego.
- Ja wychodzę!
- Z Zaynem?
- Tak
- Baw się dobrze - czułam tą nutkę obrazy na mnie w jego głosie. Pomarzyłam sobie jeszcze chwilę i poszłam spać. W nocy obudził mnie trzask drzwiami. Poszłam zapalić światło żeby wiedzieć co się stało. Przełączyłam włącznik. Zamarłam w jednej chwili.
- Co do cholery? - stał wkurzony i cały we krwi.
- Nic
- Kto ci to zrobił?
- Jakiś gość
- W ogóle za co?
- Mówił że przeze mnie nie poszłaś pod jakąś fontannę
- Że co?
- No tak
- Ja pierdole. To przeze mnie cię pobił. Gdyby ci powiedziała...
- O czym?
- Rano ktoś pukał do drzwi jak je otworzyłam ujrzałam kwiaty a między nimi karteczkę. Pisało w niej żebyśmy się spotkali przy tej fontannie. A ja to zignorowałam. Przepraszam to moja wina
- Sophie skąd miałaś wiedzieć że on tak zrobi. Nic takiego się nie stało
- Poczekaj tu. Zaraz wracam - pobiegłam do łazienki po apteczkę. Namoczyłam waciki wodą utlenioną i wzięłam plastry i bandaż.
- Będzie bolało - delikatnie przyłożyłam mokry materiał do najmocniej krwawiącej rany. Syknął z bólu ale to było nie uniknione. Owinęłam mu głowę bandażem i zabrałam się za resztę uszkodzeń. Kiedy skończyłam wyglądał zabawnie bo był w połowie w plastrach.
- Stylowo - powiedziałam z uśmiechem.
- Musiałaś mnie tak zakleić?
- Tak. I nigdy więcej nie puszczam cię samego wieczorem beze mnie
- Zobaczymy - usłyszeliśmy jak ktoś wybija szybę. Kiedy doszliśmy do źródła dźwięku moje oczy szeroko się otworzyły. Za oknem stała Vik. Miałam dość. Przeszłam po tym szkle nie zważając na przeszywający ból.
- I co? Nie udało ci się mnie zabić? Jaka szkoda
- Wielka
- Po co ci niszczenie mnie co?
- Już nie pamiętasz co zrobiłaś?
- Ja zrobiłam? Ja nie rzucałam się na przyjaciółkę z nożem i nie traktowałam jej jak byle śmiecia. To nie ja katowałam jej dzień w dzień. To nie ja się na niej wyżywałam za zły humor
- Sophie ja nie wiedziałam że ci zrobiłam taką krzywdę
- To przez ciebie uciekłam z kraju!
- Co? Ja nie wiedziałam. Przepraszam
- Myślisz że ci uwierzę i wybaczę?
- Proszę
- Chyba chora jesteś?!
- Może jestem
- To się lecz i nie chcę cię widzieć więcej na oczy
- Dobrze więcej nie stanę ci na drodze - zeszła po drabinie z balkonu i ruszyła w stronę miasta. Krew lała się za mną. Teraz sobie przypomniałam że przeszłam po zbitej szybie. Nie będę mogła chodzić parę dni. Louis wziął mnie na ręce i posadził na blacie.
- Pokarz to - lekko podniosłam stopy i postawiłam przed sobą. Kiedy on poszedł po bandaże ja zaczęłam wyciągać odłamki. Bardzo bolało ale musiałam to zrobić. Jak wrócił wszystko leżało koło mnie.
- Co ci powiedziała?
- Że przeprasza i jest chora. A ja kazałam jej się więcej nie pokazywać
- Dobrze zrobiłaś. Będzie szczypało
- JA na to nie reaguję - i jak powiedziałam tak było.
- Faktycznie - owinął mi stopy i położył na łóżku. Po chwili już spaliśmy. Kolejna pobudka była godzinę później. Louis kręcił się po całym łóżku i ciągle jęczał moje imię.
- Jestem Lou, jestem - był cały spocony. Coś było nie tak. Przyłożyłam swoją rękę do jego czoła. Miał gorączkę. Wyginał się w łuki jakby coś go bolało.
- Louis obudź się - lekko nim potrząsałam żeby się ocknął. Momentalnie otworzył oczy i usiadł.
- Coś nie tak?
- W porządku
- Wiesz że możesz mi powiedzieć
- No dobra. Boję się o ciebie. Że ktoś ci coś zrobi i w ogóle.
- Nic takiego się nie stanie. Na pewno - posłałam mu uśmiech.
- Dobrze że cię mam
- Ja też się cieszę

                                                                           ***

Rano wymknęłam się do tego drania. Żeby dojść do niego musiałam ubrać kilka par skarpetek ale i tak bolało. Zadzwoniłam by usłyszał.
- Proszę, proszę witaj piękna - od razu oberwał po pysku.
- Co ty sobie cholera myślisz? Że jak pobijesz mojego chłopaka to polecę na twoje mięśnie i siłę? Nigdy nie byłabym z takim typem jak ty - to był błąd. Wciągnął mnie do siebie za rękę. Próbowałam się wyrwać ale to nic nie dawało. Zaczął się do mnie dobierać. Kopnęłam go z bólem ale udało mi się uciec. Kiedy byłam już bezpieczna osunęłam się na drzwiach i schowałam twarz w dłonie.
- Co się stało?
- On...się...się do mnie....dobierał
- Ten gość?
- Tak
- Dosyć - przeniósł mnie na kanapę i wyszedł. Sięgnęłam po telefon i zadzwoniłam na policję. Wyszłam żeby zobaczyć co się stało. Mogłam się domyślić. Musiałam ich rozdzielić. Włączyłam syrenę w telefonie. Zbierało się coraz więcej gapiów
- Dość! - stanęli jak wryci. Każdy się na mnie patrzył.
- Nie przeszkadzaj dziewczynko - jakiś gość ze mnie zadrwił.
- Zamknij się bo ci twarz przestawię - nie panowałam nad słowami ale teraz to nie było ważne. Już się nie odezwał.
- Teraz tak. Ty jeśli jeszcze raz zbliżysz się do któregoś z nas to skończysz w szpitalu
- Boję się
- Nie przerywaj mi! Ja nie jestem szmatą do brania mnie za drzewem a on nie jest workiem do bicia. Jeszcze raz cię zobaczę, jeszcze raz któreś z nas dotkniesz lub krzywo spojrzysz to będziesz jednym z tych co pobiła dziewczyna. Nie jestem taka słaba jak sobie myślisz. Najlepiej przemyśl to jeszcze raz.
- Bo co mi zrobisz? - już miałam mu przywalić ale Louis mnie odciągnął za łokcie.
- Ja może nic ale ci panowie już coś - spojrzał się za siebie i zaczął uciekać. Złapałam go za rękę i wygięłam do tyłu. Głową wisiał w dół.
- Boli? - pokiwał głową że tak.
- Ale co z tego?
- Jego też bolało za pierwszym i za drugim razem - wszyscy stanęli ja wryci.
- Nie powiesz
- Założysz się?
- Nie zrobisz tego - policjanci wzięli do i wyprowadzili.
- Tak drodzy państwo ten człowiek - przerwałam by sprawdzić czy mogę powiedzieć. Louis pokiwał twierdząco głową.
- Co on zrobił? - zapytała zaciekawiona kobieta.
- Ten gość pobił mojego chłopaka dwa razy. Raz za to że nie chciałam się z nim umówić a drugi raz że się do mnie dobierał - zauważyłam jak się wyrwał tym policjantom. Biegł w moją stronę ale nie czułam strachu.
- Mam ci w czymś pomóc? - ta nienawiść w jego oczach. Uderzył mnie pięścią w twarz. Krew się polała. W moich oczach zapłonął ogień. Wiedziałam że już przegrał życie.
- I co mała? Kto tu jest lepszy? - Lou już szedł ale go zatrzymałam. Miałam plan na takich ludzi.
- Kochanie niema co się denerwować - ten szok w jego oczach mnie bawił. Dostał w twarz.
- Po co się tak stresujesz? - teraz go kopnęłam z ogromnym bólem. Otrząsnął się i tym razem ja dostałam mocniej niż wcześniej. Polała się kolejna krew. Podniósł mnie za jedną rękę do góry.
- I co już nie jesteś taka twarda co? - przyłożył mi w brzuch. Pojawiły się łzy. Puścił mnie i upadłam na beton. Skopał mnie jeszcze i odwrócił się do ludzi.
- Ktoś chce jeszcze skończyć tak jak oni? - sięgnęłam po pistolet na kapiszony który dostałam od taty. Nosiłam go przy sobie bo był mały. Wyciągnęłam rękę do góry i pociągnęłam za spust. Podniosłam się a on zwrócił się do mnie z przerażeniem.
- Ze mną nie wygrasz
- Ha na kapiszony
- Może i tak ale się wystraszyłeś
- Dosyć tego. Skończę z tobą raz na zawsze - wycelował we mnie cios a ja go zatrzymałam. Uśmiechnęłam się szyderczo i obróciłam tą rękom tak że bardzo go zabolało.
- Mnie nie stawia się oporu nigdy
- To wezwij jednorożca niech mnie ukarze cukierkami
- Kończysz w szpitalu - moje małe chude piąstki trafiły prosto w nos a nogi w czuły punkt. Poległ i upadł na ziemię zwijając się z bólu.
- Ze mną nikt nie wygrywa. Upadłe na dno bo pobiła cię chuda laska. Nie doceniłeś moich sił i popełniłeś w tym błąd - policjanci zgarnęli go z powrotem. Ból wrócił. Nogi, twarz i brzuch. Ledwo się trzymałam. Krew nadal leciała strumykami z mojej twarzy. Przed oczami ukazywało mi się co przed chwilą zrobiłam. Ogień powoli gasł. Wszyscy bili brawo nawet nie wiem dlaczego.
- Lou pomocy - ledwo z siebie to wykrztusiłam. Czułam jak lecę do tyłu. Potem już nic nie wiedziałam.

1 komentarz:

  1. O mój boże... ;c Mam nadzieję, że Spoh nic poważnego się nie stanie.. ;c Ale rozdział swietny! Przepraszam, że nie dodałam koma wcześniej. xx
    https://www.facebook.com/pages/To-jest-Niall-Horan-tego-nie-ogarniesz-3/486554848133253

    OdpowiedzUsuń