piątek, 21 marca 2014

Rozdział 61

Powoli mi się pogarszało. Wybrałam się do lekarza.
- Dzień dobry
- Dzień dobry - powiedziałam skrzekliwie.
- Widzę że problemy ze strunami głosowymi - pokiwałam znacząco głową. Po 30 minutach skończył mnie badać.
- Nie mam najlepszych wieści
- Słucham
- Potrzebna będzie operacja i to jak najszybciej. Musi się pani zgodzić. Tylko jest małe ale
- Jaki - ledwo z siebie wydusiłam.
- Nie będzie mogła pani już śpiewać
- Że co?
- Zgadza się pani?
- Tak. Nie mam innego wyboru
- Proszę się stawić pojutrze o 10.30
- Do widzenia
- Do widzenia - prawie wybiegłam z tego pomieszczenia. Całą drogę do domu płakałam. Jak ja się ludziom wytłumaczę? Wpadłam do domu trzaskając drzwiami. Łzy ciekły po mojej twarzy ciurkiem.
- Skarbie co się stało?
- Nie będę mogła spełniać moich marzeń - wtuliłam się w niego. Moje łzy kapały mu na koszulkę.
- Co jest?
- Będę miała operację i po niej nie będę mogła już śpiewać nigdy
- Co?
- Tak. Ale co ja teraz zrobię?
- Musisz sprostać swojej drodze
- Łatwo ci mówić. Ty nie stracisz wszystkiego co najlepsze w twoim życiu
- Jak się postaram to nie stracę - spojrzałam w jego oczy pełne troski.
- Co ja mam zrobić?
- Myśleć nad przyszłością. Będzie dobrze zobaczysz

                                                                              ***

Jestem po operacji. Kiedy jestem wybudzona widzę jakiegoś chłopaka. Trzymał moją dłoń i kreślił na niej kółka.
- Jak się czujesz? - na dźwięk jego głosu wyrwałam swoją rękę i odwróciłam się w drugą stronę.
- Wiem że między nami było różnie ale to nie powód by zrywać - rzuciłam mu groźne spojrzenie i znowu leżałam w drugą stronę.

                                                                                    ***

- Dzień dobry gdzie leży Sophie Lynch?
- Rodzina?
- Jestem jej narzeczonym
- A to ciekawe
- O co chodzi?
- Bo przyszedł tu jakiś chłopak i mówił że jest jej chłopakiem
- Że co? Może mi pani powiedzieć jak on wyglądał?
- Mniej więcej metr siedemdziesiąt wzrostu, blondyn, piwne oczy
- No nie. Przecież to jej brat - musiałem jej skłamać.
- Na prawdę? Musiałam źle usłyszeć. Sala 45
- Dziękuję - myślałem że rozwalę Dave' ovi ryj. Teraz nikt mnie nie powstrzyma. Wpadłem do wyznaczonego pomieszczenia.
- Co ty tu do cholery robisz?
- Przyszedłem do mojej dziewczyny
- To bardzo ciekawe - dziewczyna podniosła jakiś papier i pokazała go blondynowi. Na nim widniał napis " Idź sobie i nie wracaj! ". Chyba zauważyła jaki jestem wkurzony na tego gościa. Minął mnie ale nie wyszedł.
- Zobaczysz jeszcze będzie moja - syknął i dopiero wyszedł. Podszedłem do niej i usiadłem na krześle.
- Nic ci nie zrobił? - na wszystkie moje pytania musiała odpisywać. Bolało mnie że cierpi ale teraz nie mogłem niczego poradzić.
- Idę kochanie. Odpoczywaj. Jutro przyjdę. Obiecuje - " Papa kochanie <3 ". Miałem nadzieję że ten cały Dave nie wróci.

                                                                            ***

Jestem właśnie w domu ciesząc się że już mnie wypuścili. Muszę odbyć wywiad ogłaszający wszystko. Dave mnie już nie nachodził i bardzo mnie to cieszyło.
- Jak fajnie że jestem tu znowu
- Ja też się cieszę
- Brakowało mi ciebie
- Mi ciebie też
- Może się przejdziemy?
- Czemu nie - wziął mnie za rękę i wyszliśmy. Rozmawialiśmy o różnych rzeczach. Musiałam się pilnować by nic nie uszkodzić.
- Co robiłeś przez ten czas jak mnie nie było?
- Myślałem. Nad tym co będzie w przyszłości
- I co wymyśliłeś?
- Że będziemy szczęśliwą rodziną do końca
- O jak słodko
- Ty zawsze uważasz że wszystko jest słodkie
- No wiem - odwrócił się do mnie.
- Co jest?
- Nic. Po prostu nie wiem jak wszystko wytłumaczę ludziom
- Spokojnie. Pomogę ci w tym wszystkim
- Serio?
- Serio. Nigdy bym cię w takiej chwili nie zostawił
- Kocham cię
- Ja ciebie mocniej - wpiłam się w jego usta. Przycisnął mnie mocniej do siebie. Dawno się nie czułam tak bezpieczna. Deszcz zaczął kropić.
- Musimy iść nie chcę trafić z powrotem do szpitala
- To szybko - objął mnie ramieniem i ruszyliśmy szybkim krokiem do domu. Przed budynkiem spotkało mnie najgorsze co mogło. Reporterzy i paparazzi. No dzięki ci losie.
- Sophie słyszeliśmy że już nie będziesz śpiewała. Czy to prawda?
- Proszę państwa proszę się odsunąć potrzebujemy prywatności - brunet robił za swego rodzaju ochroniarza. Ale z tymi słowami bardziej naparli. Ledwo udało nam się dostać do domu.
- Jak można być takim człowiekiem?
- Nie wiem
- Dzięki że mi pomogłeś
- Nie ma za co. Muszę cię chronić
- Tatuś się znalazł
- Też cię kocham

1 komentarz:

  1. Wspaniaały! Taaki romantyczny :D Żygaaam już tą miłością :D Za dużo! Stanowczo za dużo tej cukierkowej miłości! Weno daj jaką kłótnie czy co :D Pozdrooo!

    OdpowiedzUsuń