sobota, 8 marca 2014

Rozdział 49

- Jak miło was z powrotem widzieć - powiedziała po czym nas przytuliła.
- Nam też. Jak tam? Grzeczny był?
- Jak aniołek
- To dobrze
- Jak się bawiliście?
- Fajnie było. Ale czas by wrócić do domu - odpowiedziałam i posłałam jej uśmiech.
- My idziemy. Nie chcemy pani przeszkadzać
- Wy nigdy nie będziecie mi przeszkadzać
- Mamo daj spokój potrzebujesz odpoczynku
- Jak chcesz
- Wychodziłaś na spacer dzisiaj z nim?
- Nie ale możesz go zabrać
- Dobra to pa
- Do widzenia
- Do zobaczenia - wyszliśmy z budynku. Włożyłam Rikera do wózka i ruszyłam spokojnym krokiem.
Spacerowałam po parku różnymi uliczkami. Mały czasami się uśmiechał. Miło było zobaczyć taki widok. Nie był już najmniejszy. I chociaż już bardziej rozrabiał mi to nie przeszkadzało. Telefon zaczął brzęczeć mi w kieszeni.
- Halo?
- Hej kochanie. Co tam?
- Nic. A u ciebie?
- Jak zwykle. Rose daje nieźle popalić
- No wiesz to jest jeszcze dziecko. Nie możesz jej nic zrobić
- Wiem. Co robisz?
- Spaceruje po parku z Rikerem. Dawno go nie widziałam. Wiesz jak ja czekałam aż go zobaczę? Bardzo za nim tęskniłam
- Nie dziwię ci się - nagle poczułam silny ból z tyłu głowy jakby ktoś mnie uderzył. Straciłam władzę nad ciałem. Upadłam bezwładnie na ziemię. Jedyne co widziałam jak jakiś człowiek uciekał z wózkiem. Nie miałam siły go gonić. Ból który coraz mocniej narastał nie dał mi panowania nad sobą. Straciłam przytomność na nie długi okres czasu.

                                                                    ***

Głowa nadal bolała ale teraz to się nie liczyło. Porwali mi dziecko. Z łzami wbiegłam do domu.
- Co się stało?
- Porwali mi go! Rozumiesz?! Porwali!
- Że co?
- Tak. Gadałam z Perrie poczułam ból. Upadłam na ziemię. Nie mogłam wstać. Widziałam tego człowieka jak biegnie z tym wózkiem
- Dzwoniłaś na policję?
- Nie miałam czasu. Pierwsze co jak się ocknęłam to tu przybiegłam
- Spokojnie
- Spokojnie?! Jak ja mam być spokojna?! Czy ty nie rozumiesz że porwali nam syna?!  - wyciągnął telefon i wybrał jakiś numer. Byłam roztrzęsiona. Teraz mój żal narastał nic nie zrobiłam żeby go odebrać. Nic. Tylko zostałam tam. Co ja najlepszego zrobiłam.
- Zostajesz tu i się nie ruszasz niedługo ktoś do ciebie przyjedzie
- Ja nie mogę tu tak bezczynnie siedzieć
- To dla twojego dobra - już się nie odezwałam. Dla mojego dobra? Moje dobro jest gdzieś z jakimś typem. Odwróciłam się od niego. Nie potrafiłam mu teraz spojrzeć w oczy. Co on do cholery nie rozumie że to moja wina? Że mi go odebrali? Że wszystkiemu jestem ja winna? Wyszedł trzaskając drzwiami. Przez pół godziny siedziałam sama w łzach. Niall wpadł jak oparzony do budynku.
- Kazał mi tu przyjechać. Co się stało? - nie byłam w stanie nikomu tego powiedzieć. Dlaczego akurat po niego zadzwonił? Pokiwałam głową na znak że nie chcę o tym gadać. Przynajmniej nie teraz. Usiadł koło mnie i mocno przytulił. Czekałam i czekałam aż ktoś się pojawi. Blondyn cały dzień kręcił się po domu bez słowa. Godziny strasznie się ciągnęły. Policja pewnie nic nie zrobi. W mojej głowie zamieszkały najczarniejsze scenariusze. Mogłam się obawiać najgorszego. Dlaczego ktoś mi to zrobił? Nie widziałam twarzy. Mogła być to kobieta jak i mężczyzna. Siedziałam cały czas spięta. Usłyszałam jak ktoś wchodzi do domu.
- Wiesz coś? - wyglądał na zdenerwowanego i wkurzonego.
- Mniej więcej. Może ci się to niezbyt spodobać
- Mów
- No więc byli świadkowie. Widzieli dziewczynę. Przesłuchali ich na policji. Zrobili portret pamięciowy
- I co?
- To Vik porwała Rikera
- Że kurwa co?
- Tak. Teraz próbują ustalić gdzie na mieszka
- Radzę ci wyjdź z tego salonu bo zaraz wszystko zniszczę
- Nie. Musisz się opanować
- Do cholery jak mam się opanować?! Mówiła że nie wróci. Że nie stanie mi na drodze. A co pierwsze odebrała mi moje szczęście. Jak mam to wytrzymać?
- Musimy sobie z tym poradzić - odwróciłam wzrok. Po raz kolejny nie zrozumiał mojego błędu. Poczułam jak mnie przytula ale się wyrwałam i uciekłam do łazienki. Zamknęłam się na klucz i zaczęłam szukać uspokojenia. Myślałam kiedyś czy by tego nie wziąć ale coś mnie zatrzymało. Teraz wiedziałam że to odpowiednia chwila. Otworzyłam małą torebeczkę i wsypałam jej zawartość do ust. Gorzki smak mnie zniechęcił ale potem nastąpiło całkowite uspokojenie. Louis walił w drzwi. Śmiałam się z jego głupoty. Moje życie jest jedną wielką katastrofą. Nikt tak nie żyje jak ja.
- Sophie otwórz! Proszę - zasmucony chłopak nie odpuszczał. Zlitowałam się nad nim i otworzyłam drzwi.
- Louis co się takiego stało? - byłam na haju i ledwo trzymałam się na nogach.
- Brałaś?
- Może i tak, może i nie. To zależy od twojego myślenia - przewrócił oczami i wziął mnie na ręce.
- Musisz się położyć
- Wiesz jaki ty jesteś ładny
- To fajnie że ci się podobam ale musisz się położyć
- O matko. Tatuś się znalazł - położył mnie na łóżku i siedział ze mną do póki nie zasnęłam.

                                                                           ***

- Cześć skarbie
- Nie odzywam się do ciebie - zaparłam się za wczorajszy dzień.
- Nie zrozumiałem cię. Masz racje. Przepraszam już nie będę
- ......
- No nie obrażaj się
- ........ - wstałam i ruszyłam do łazienki. Na drzwiach było napisane " Nie wchodź tu " zignorowałam to bo pomyślałam że to głupi żart. Chwilę potem w całym domu było słychać mój krzyk.
- Co jest? - wskazałam palcem na prysznic.
- O cholera! - zaczęłam się trząść. Moje oczy zrobiły się wielkie a do nich napływały łzy.
- Zabije ją! Za to co zrobiła! Kolejna osoba zniknęła! Moje dziecko! Jak ona mogła?! Jak?!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz