wtorek, 18 marca 2014

Rozdział 58

Dzisiaj jest pogrzeb rodziny Lou. Musiałam tam z nim być. Ubrałam się w marynarkę, koszulę na szerokich ramiączkach do tego koturny i jakieś dodatki a wszystko było czarne.Bałam się. Nie przepadam za pogrzebami a sama w ciągu kilku lat byłam już na paru. Pełno smutku a każdy człowiek chodzi przygnębiony. Ale nie ma się co dziwić. Przecież to pogrzeb. Pożegnanie zaczyna się za godzinę. Jesteśmy właśnie w drodze do Doncaster. Tam ma się wszystko odbyć. Cały czas trzymałam bruneta za rękę. Kiedy coś się działo ściskał ją mocniej. Nie wiem jaki to ból stracić wszystkich na raz. Jak byliśmy już w środku cmentarza puściły mu nerwy.  Płakał jak każdy tam. Ja próbowałam trzymać wszystko na wodzy ale mi nie wychodziło. Po tak krótkim czasie zdążyłam się mocno związać z tą rodziną. Będzie mi ich brakowało. Zostaliśmy sami we dwoje. Możemy być zdani tylko na siebie. Wszystko było takie uroczyste. Nikt na nic nie narzekał. Może chociaż to go trochę pocieszy ale wątpię. Nic nie cieszy po stracie bliskich. Szkoda mi ich. Wszyscy byli młodzi mieli przed sobą długą przyszłość a skończyło się głupotą pilota. Nie cieszy mnie że zginął ale jakby on to wszystko przeżył to było by jednak jakoś nie tak. Poszedłby do więzienia za spowodowanie śmiertelnego wypadku ale czasu nie da się odwrócić. Ile ja bym dała by tak zrobić. Chciałam ich zobaczyć jeszcze raz. Z nikim nie zdążyłam się pożegnać. Nie dano mi tej szansy. Ostatniej szansy. Po godzinie była nie wielka stypa. Były uśmiech ale to nie były uśmiechy prawdziwe tylko aż przesadnie sztuczne. Razem z Louisem cały czas byliśmy przy sobie. Poznałam jego dalszą rodzinę. Nawet byli mili ale nie wszyscy. Słuchać takiego czegoś od rodziny kochanej osoby nie jest za fajnie. Były w stylu : Po co ci ona? albo Przecież mówiłam ci o tej ładnej dziewczynie. Te obelgi były raczej kierowane od ciotek. Ci wujkowie jak mnie pożerali wzrokiem. Bałam się do nich podchodzić. Miło się z nimi rozmawiało. Czasem jakiś niezbyt bystry żartowniś się pojawiał ale jakichś śmiechów szczególnych nie było widać. Każdego to bolało. Czasami płakałam jak wspominali o mojej rodzinie. W pewnej chwili Louis mnie z tam tond wyciągnął. Nie wiedziałam dlaczego.
- Co się stało? - zapytałam zdezorientowana.
- Nie mogę tam wytrzymać
- Ale czego?
- Tych uśmiechów i w ogóle
- Posłuchaj. Oni cierpią tak jak ty. To nie są szczere uśmiechy. Oni udają by chociaż trochę ocieplić atmosferę
- Ale to właśnie chodzi o to że ta strata boli a oni nawet ocieplając to wszystko sprawiają że wszystko mi się przypomina
- Zawsze tak będzie. Nigdy tego nie unikniesz. Nie pamiętasz jak było u mnie? Też próbowali. Przyjęłam to że po mimo straty bliskich im osób oni się z tym godzą. Nie denerwuj się. Przejdzie im
- Zobaczymy bo oni to są pierwsi do żartów - spojrzałam na niego krzywo. Z chwili na chwilę poprawiło mu się.
- Widzę że ci lepiej
- To źle widzisz - jeszcze tego brakowało będzie mnie nawet na stypie drażnił.
- Ale ty jesteś. Jestem obrażona na ciebie i to bardzo mocno pamiętaj
- No nie..
- Idź już potrzebują tam ciebie - trochę to dziwne że nawet teraz mu pasuje by mnie wkurzyć. Coś we mnie uderzyło emocjonalnie. Przed moimi oczami stanęły wszystkie katastrofy mojego życia. Nie wiem dlaczego tak się stało. Przecież to tyle czasu. Moje oczy zrobiły się mokre. Nie zalewałam się łzami tylko próbowałam je ukryć. Lou do mnie podszedł i mocno przytulił jakby wiedział co się stało.
- Skarbie nie płacz - mówił do mnie lekko ocierając słabe łzy z mojej twarzy.
- Nie rozumiem. Nagle do mnie wszystko wróciło
- Będzie dobrze - w jego oczach też było widać łzy. Weszliśmy z powrotem do środka.

                                                                         ***
                                                         Kilka miesięcy później

- Wujek nie igraj ze mną
- Dobrze Sophie - zaprosiliśmy do Londynu rodzinę Louisa żeby było jakoś ciekawiej. Od początku dnia się śmialiśmy.
- I co zabawnie z wujkami co?
- A jak - Louis wciągnął mnie do domu.
- Co skarbie?
- A nic
- To co mnie porywasz?
- Tak o sobie
- To fajnie i w ogóle. Ale albo mi mówisz albo ja wracam
- No dobra
- To słucham
- Więc chciałem chociaż z pięć minut pobyć z tobą
- No i tylko po to mnie zabrałeś do domu?
- A co nie podoba się? - udał obrażonego/
- Pewnie że się podoba - ciepło się do niego uśmiechnęłam. Zbliżyliśmy się do siebie. Te kilka tygodni pokazało że bez siebie nie możemy wytrzymać. Ja chodziłam do pracy i on też wcale nie mieliśmy dla siebie czasu. Teraz jak mamy chociaż trochę wolnego czasu spędzamy go ze sobą. Czasami wpadam do szefowej. Biznes się kręci bardzo dobrze. Chyba cały Londyn do niej przychodzi. Cieszę się że chociaż w niewielkim stopniu jej pomogłam. Spojrzał mi prosto w oczy. Przyjemne ciepło pojawiło się we mnie jak zazwyczaj naszej bliskości. Kocham to uczucie. Powoli odległość między nami się zmniejszała. Niestety cały ogródek było widać z okna a ciekawscy zaraz przy nim byli. Pocałował mnie jak dawniej. Brakowało mi tego uczucia bezpieczeństwa i miłości. Chwilę potem był rozbłysk.
- Jak miło mieć zdjęcia na przyszłość
- Ej!
- Słodko razem wyglądacie - zapewne zrobiłam się cała czerwona.
- Sio! Ja tu prywatności potrzebuje
- No idziemy, idziemy tylko zaraz wróćcie
- Może - trochę porobiliśmy do siebie min ale poszli.
- To na czym stanęliśmy? - szeroko się uśmiechnął i znowu mnie pocałował. Przywarliśmy do ściany. Nie mieliśmy zamiaru się od siebie odklejać. Znowu było mi trudniej bo jak zwykle nie mogę być tego samego wzrostu co on tylko muszę być niższa. Podniósł mnie a ja sprytnie oplotłam nogi wokół jego sylwetki.
- Kocham cię - powiedziałam przez zęby. Jak ja kocham jak mnie dotyka. oddycha na mnie, przytula, patrzy wszystko w nim kocham. Pukanie do drzwi nam przerwało.
- Kto to? - niechętnie podeszłam do drzwi i je otworzyłam.
- O co chodzi?
- Chcielibyśmy porozmawiać z panem Tomlinsonem
- Nie ma w domu
- Tak?
- Tak
- No dobra Sophie co jest nie tak?
- Do widzenia ja mam tu gości do widzenia panom - patrzyli na mnie z żalem w oczach.
- Przyjdźcie jutro
- Ale pamiętaj że jutro się pojawimy znowu
- Jak was wpuszczę
- Wejdziemy oknem - zatrzasnęłam im drzwi przed nosem i poszłam z powrotem do Tommo.
- Kto to był?
- Liam i Zayn
- Że co? I czego nie wołałaś? - zerwał się jak oparzony. No fajnie. Poszłam do ogrodu.
- Co jest?
- Ta Louis jest
- Co zrobił?
- Domyśl się wujek
- Znajomi?
- Tsa. Ja mu mówię a ten zryw i już go nie ma. Dziękuję za współpracę
- Będzie dobrze
- No nie wiem

                                                                        ***

- Chcecie jakieś koce czy coś?
- Nie jest dobrze
- To ja zaraz wracam - do tej pory Louis nie raczył się pojawić. Wzięłam grubszy sweter i zeszłam na dół. Słychać było jak drzwi się zamykają. Szybszym krokiem ruszyłam do ogrodu. Nie chciałam z nim gadać. Ile go nie było? Koło 4 godzin. Usiadłam na huśtawce ( tej dużej nie tej dla dzieci ) i się delikatnie uśmiechnęłam.
- Wrócił?
- Łaskawie - wszedł jakby gdyby nigdy nic. Podszedł do mnie i chciał mnie objąć ramieniem ale się osunęłam. Przez cały czas aż poszli nie odzywałam się do niego, nie patrzyłam na niego itd. Kiedy zostaliśmy sami prawie wybuchł.
- Co się stało?
- Tak? Jeszcze się pytasz? Zostawiłeś mnie w tym progu i nie było cię długi czas
- No musieliśmy coś obgadać
- Przez cztery godziny?!
- To była ważna sprawa - obróciłam się na pięcie i poszłam do góry. Coś tam jeszcze krzyczał ale nie reagowałam. Powędrowałam do łazienki. Szybko się umyłam i przebrałam. Położyłam się na łóżku i zaczęłam czytać książkę. Dalej szukałam odpowiedzi na moje problemy. Miałam nadzieję że ją znajdę. Po pół godziny wparował Lou. Patrzył się na mnie i myślał że nie widzę.
- Co chcesz? - zapytałam wkurzona.
- No proszę uwierz mi to było ważne
- Ale nie rozumiesz? Zostawiłeś mnie samą. Nawet nie zadzwoniłeś
- Przepraszam - odwróciłam się w drugą stronę. Jak można mnie wkurzać i przepraszać za jednym razem? Przecież to jest bezczelne. Podniósł mój podbródek tak że musiałam na niego spojrzeć.
- Przepraszam
- A co mi po tym?
- To że następnym razem zadzwonię i się szybciej wytłumaczę
- Skąd wiesz że będzie następny raz?
- Bo w to wierzę
- Dlaczego musisz mnie wkurzać w najmniej odpowiednim momencie co?
- Ja tak mam - spojrzałam na niego krzywo a on mnie pocałował i wyszedł. Przewróciłam oczami i jeszcze chwilę poczytałam moją lekturę. Po 20 minutach już spałam.

1 komentarz:

  1. Jejku ;c Taaki smutny dziś ;c Aż płakać mi się zachciało ;c Jejciuu ;c Tak to ja! Nie chce mi się logować :D

    OdpowiedzUsuń