niedziela, 9 marca 2014

Rozdział 50

Chłopak owinął swoje ręce wokół mojej tali i mocno przycisnął do siebie. Cała się trzęsłam. Ona nie może mi go odebrać. Nigdy jej na to nie pozwolę. Dlaczego moje życie jest takie a nie inne? Wolałabym wieść spokojne życie z Louisem, Rikerem i moją rodziną. A co zamiast tego mam? Śmierć i nieszczęście. Nic więcej. Spojrzałam na niego oczami pełnymi żalu.
- Poradzimy sobie z tym. Obiecuje - nie byłam w stanie odpowiedzieć. Przechodziłam przez okres załamania. Muszę się wziąć w garść i postawić Vik. Jak widać ostatnie razy do niej nie przemówiły. Sama ją znajdę i odbiorę swoje dziecko. Policja już była w drodze do naszego domu. Nie miałam wyboru musiałam się z którymś z nich pokłócić.
- Lepiej ci? - pokiwałam przecząco głową.
- Znajdą go
- Nie. Sama go znajdę
- Ale jak to?
- Nie mogę czekać aż policja się tym zajmie
- Jak chcesz to zrobić?
- Mam swoje pomysły - wyszłam z jego uścisku i poszłam się ubrać. Założyłam na siebie czarne rurki a do tego zwykły top i czerwone converse. Ubrałam kurtkę i wyszłam z domu. Miałam zamiar krążyć po całej Anglii jeśli będzie to konieczne. Tylko żeby ją znaleźć. Wzięłam ze sobą trochę pieniędzy żeby w jakimś razie mieć się gdzie zatrzymać. Mój telefon zaczął wibrować. Był to numer nieznany. Uznałam że odbiorę. Kliknęłam na zieloną słuchawkę.
- Halo?
- Jeśli chcesz go jeszcze zobaczyć żywego przynieś mi milion złoty na jutro
- Z kąt ja mam je wziąć w tak krótkim czasie?
- Nie obchodzi mnie to. Masz to zrobić. Jeśli nie twój synalek zginie marnie - rozłączyła się. Moje oczy napełniały się łzami. Krążyłam po mieście parę godzin. Po upływie tego czasu przypomniałam sobie że mam aplikację do odszukiwania numerów. Wbiłam ten z którego dzwoniła Vik. Od razu się odnalazł. Ruszyłam w kierunku tego domu. Przed nim stał ten wóz który widziałam wcześniej pod naszym domem. Słyszałam krzyki dziecka. Po trzeciej próbie kopania w nie by się otworzyły zawiasy puściły a drzwi opadły na podłogę. Kierowałam się do źródła krzyków. Weszłam do pokoju gdzie było pełno noży. Przeraziłam się. Był w nim także Riker. Drzwi zatrzasnęły się za mną. Odwróciłam się przełykając wielką gulę rosnącą w moim gardle.
- Czego tu chcesz?
- Przyszłam po moje dziecko
- Dlaczego uważasz że je stąd zabierzesz?
- Bo nie pozwolę ci zrobić mu krzywdy
- Myślisz że się boję? To przecież zawsze ja byłam tą straszną a ty tą bezbronną
- Role się odwróciły - złapałam ją za szmaty i przycisnęłam do ściany po mimo tego że miała jeden z noży w ręce.
- Kto kazał ci to zrobić?! - wydzierałam się na nią.
- Nikt
- Gadaj! Wiem że tego nie zrobiłaś z własnej woli!
- Dobrze. To jeden z tych twoich przyjaciół
- Kto?! - zapytałam z wyraźnym gniewem w głosie
- Jakiś blondyn. Niall tak?! - wtedy udało jej się mi wyrwać i zranić moją rękę nożem.
- Że co?
- Zapłacił mi niezłą kasę za wykonanie tego
- Ty szmato! Jak mogłaś?!
- Normalnie. Każdy by poszedł na to za taką kasę - zaśmiała mi się prosto w twarz. Moja ręką coraz mocniej krwawiła. Musiałam się jakoś z tam tond wyrwać i to szybko.
- Pozwól mi odejść z dzieckiem
- Niby dlaczego?
- Dostałaś swoje pieniądze co jeszcze chcesz?
- Chcę patrzeć jak cierpisz!
- Nie wystarczy ci? Tyle cierpienia ile ty mi zadałaś to dla ciebie za mało?!
- Jasne - jej głupawy uśmiech nie znikał z twarzy. Byłam na tyle blisko tego stolika z nożami że chwyciłam jeden i wycelowałam w jej nogę. Upadła zwijając się z bólu. Wiedziałam że jej nic nie będzie a poza tym wezwałam policję do niej. Wzięłam Rikera na ręce z ogromnym bólem i uciekłam. Biegłam jak najszybciej mogłam. Radiowozy jeszcze stały pod budynkiem. Moje łzy nie dawały sobie spokoju. Prawie wywaliłam drzwi jak wbiegłam. Louis z przerażeniem wbiegł do holu. Pierwsze co zauważył to moja ręka. Chwilę potem przybiegli policjanci. Stali za nim jak wryci i patrzyli się na mnie jak na wariatkę. Mogłam walczyć o swoje kosztem życia które mogę stracić w każdej chwili.
- Co..ci się... - jąkał się. Bałam się reakcji. Moja ręka opadła a ja razem z nią. Ból przeszywał całe moje ciało. Słyszałam różne krzyki roznoszące się po pokoju. Nie reagowałam na nie.

                                                                        ***

Obudziłam się w białym pomieszczeniu. Koło mnie siedział Lou i trzymał moją drugą rękę. Od razu się przebudziłam. Pamiętałam każdą wczorajszą chwilę.
- Gdzie jest Riker?
- U mojej mamy
- Co z Vik?
- Zabrali ją do więzienia
- Mówiła coś?
- Tak. Mówiła że ktoś jej kazał to zrobić ale nie powiedziała kto - po mojej głowie przebiegło to potworne imię.
- Możesz zadzwonić po Nialla?
- On tu jest
- Proszę przyprowadź go tu - pokiwał głową i zniknął z sali. Miałam na ręce tylko bandaż więc bez problemów mogłam wstać. Krzyczeć też mogłam bo innych pacjentów nie było na sali. Blondyn wszedł nic nie podejrzewając. Zmierzyłam go wzrokiem mordercy.
- Jak się czujesz?
- Hm? Nie leżałabym tu gdyby nie ty!
- O co chodzi? - zapytał zdezoriętowany.
- To ty kazałeś uprowadzić Rikera, Vik. Powiedziała mi. Zapłaciłeś jej za to! - wydarłam się na niego.
- Nie prawda
- Czyżby?
- Tak. Dlaczego miałbym to zrobić?
- Może dlatego że cię nie chciałam. Że jestem z Louisem i mamy dziecko. Może dlatego że jesteśmy zaręczeni. Miałeś dużo powodów by to zrobić
- Że co jesteście?!
- Słyszałeś - odwrócił się do bruneta stojącego przy drzwiach z otwartymi szeroko oczami. Wymierzył już cios kiedy go odciągnęłam.
- Powtarzasz się
- Dobra. Ja jej kazałem to zrobić
- Po cholerę! Nie mogłeś mi powiedzieć co ci na sercu leży?!
- Nie nie mogłem!
- Wynoś się! I więcej nie pokazuj - bez słowa wyszedł trzaskając drzwiami.
- Skąd wiedziałaś że to on?
- Powiedziała mi. Wiedziałam że nie zrobiła tego sama - podszedł do mnie i mocno przytulił.
- Dobrze że go znalazłaś...
- Za nim coś mu zrobili - dokończyłam za niego zdanie. Pocałował mnie i kazał się położyć.
- Kocham cię co by się nie stało
- Ja ciebie bardziej kocham

1 komentarz: