wtorek, 25 marca 2014

Rozdział 65

Mój kurs się już skończył. Dostałam wyróżnienie i bardzo się z tego cieszyłam.  Muszę sobie czegoś poszukać. Może wrócę do starej pracy do sklepu? Nie raczej nie. Nie wytrzymałabym tam. Inni kiedyś mi mówili żebym została tancerką ale nigdy nie wiedziałam co o tym myśleć to było trudne do uzgodnienia z moim ciałem. Z zamyślenia wyrwał mnie Louis.
- Sophie możemy porozmawiać?
- Jasne - podeszłam do niego a on pociągnął mnie za rękę i wyprowadził na dwór.
- Wiem że po tym uciekniesz ale chce mieć to już za sobą
- Dobra jak mi powiesz to się zastanowię
- Tak więc zacznijmy od tego jakim to ja jestem głupkiem za to co zrobiłem. Nie zasłużyłem na ciebie i nie powinnaś tu teraz ze mną być
- No dobra mów
- Chodzi o to że się założyłem z Niallem
- O co?
- O to że jako pierwszy będę z tobą
- Co? - po twarzy pociekły mi łzy.
- Wiem nie powinienem. Nie chciałem, rezygnowałem milion razy ale on mi groził że jak się nie zgodzę to ci coś zrobi a ja bym sobie tego nigdy nie wybaczył
- Jak...jak mogłeś?
- Uwierz mi nie chciałem. Od kąt się ze mną pierwszy raz pocałowałaś pod tą latarnią nie miałem takiego uczucia miłości od dawna. Zakochałem się na zabój w tobie.
- Dlaczego mi to zrobiłeś? - coraz mocniej zalewałam się łzami.
- Proszę. Zmusili mnie. Nie chciałem. Wiedziałem jak zareagujesz. Cofałem się ale już było za późno - nie wiem co mam teraz zrobić. Wybaczyć mu czy wyjść i nie wrócić. Ta druga opcja by mnie rozbiła. On jest moim nałogiem i nie umiem bez niego żyć.
- Lou posłuchaj...
- Tu nie ma co słuchać. Co mi powiesz? Że zostawiasz mnie na zawsze?
- Ale...
- Nie ma ale. Zachowałem się jak głupi szczeniak. Nie potraktowałem cię z miłością jako moją księżniczkę tylko jako nagrodę
- Czy dasz mi dojść do słowa?
- Mów jaki to ja jestem idiotą. Wolę to słuchać od ciebie bo masz prawo do tego
- Nie. Chcę ci powiedzieć że popełniłeś błąd, pomyliłeś się ale ja potrafię wybaczać. Nie mogę bez ciebie. Nie mogę cię tak zostawić
- Nie rozumiem
- Nie zostawię cię
- Dlaczego?
- No chyba że tego tak bardzo chcesz
- Nie, nie i nie
- No widzisz. Więcej mi tak nie rób
- Nigdy - podeszłam do niego.
- Kocham cię
- Ja ciebie też - delikatnie złączyłam nasze wargi w jedną całość.
- Idziemy? Zimno jest - brunet objął mnie ramieniem.
- Cieplej ci?
- Trochę - uśmiechnęłam się i weszliśmy do domu.
- Wychodzę i zaraz wracam
- Gdzie idziesz?
- Tajemnica
- No powiedz
- Zobaczysz później - udałam obrażoną. Cmoknął mnie w plik i wyszedł. Poszłam się wykąpać. Ciepłe kropelki osłaniały moje ciało. Poczułam się lepiej na duchu. Po 10 minutach wyszłam z łazienki. Przebrałam się w to. Zeszłam na dół i sięgnęłam po jakąś książkę. Zaciekawiła mnie ponieważ to powieść kryminalna. Po kilku stronach wparował Tommo. Wziął mnie za rękę i wyprowadził z domu.
- Mogę wiedzieć gdzie mnie ciągniesz?
- Niespodzianka
- Chociaż powiedz po co
- Nie
- Ale ty jesteś
- No wiem - szliśmy chyba z kilometr. Na szczęścia miałam założone trampki więc było mi wygodniej.
- Daleko jeszcze?
- Nie - po chwili chodu doszliśmy do nie wysokiego murku. Chłopak pomógł mi wejść a potem sam wszedł. Objął mnie w talii i przycisnął do siebie.
- Spójrz do góry - zgodnie z jego poleceniem zatrzymałam swoje oczy na niebie.
- Pięknie - widokiem moich westchnień były gwiazdy mrugające bardzo mocno. Położyłam głowę na jego ramieniu nadal patrząc się na krajobraz.
- Widzę że ci się tu podoba
- I to jeszcze jak. Dlaczego mnie tu przyprowadziłeś?
- Bo chciałem odkupić swoje winy
- To się postarałeś
- No nie wiem
- To już wiesz - spojrzałam mu w oczy. Świeciły w blasku księżyca. Znowu się zakochałam w moim Lou. Objął mnie ramieniem bo chyba zauważył że się trzęsę z zimna. Po chwili patrzenia poszliśmy do domu.

                                                                          ***

- Kocham cię - zrobił do mnie maślane oczka. Pociągnął mnie tak że wylądowałam na nim.
- Co ty robisz? - rzuciłam prawie spadając z kanapy.
- Droczę się z tobą
- Nie lubię tego
- Wiem
- Jesteś wredny
- To też wiem
- Po co to robisz?
- Bo cię kocham
- A ja jestem obrażona
- Dawaj poprawię ci humor
- ...... - nie będę z nim gadała.
- Masz łaskotki? - pokiwałam przecząco głową. Odwróciłam od niego wzrok. Zaczął mnie łaskotać.
- Tomlinson przestań haha przestań haha
- Nie, bo lubię jak się śmiejesz
- Ale hahaha ja nie lubię hahhaha jak płaczesz hahahaha a zaraz hahaha może się to tak skończyć hahaha
- Nie przeszkadza mi to za bardzo - katował mnie tak parę minut. Kiedy ledwo wstałam dostałam czkawki.
- Tego ci już nie wybaczę - poszłam do kuchni się czegoś napić. Kiedy wróciłam mój uśmiech zagościł na twarzy. Mogłam się odegrać.
- Nie śpij! - stanął na równe nogi jak w wojsku.
- Co się stało?
- Nie nic - puściłam mu oczko.
- Jak śmiałaś mnie obudzić kobieto?
- Normalnie. Tak jak ty kiedyś nie pozwoliłeś mi spać - niebezpiecznie się do mnie zbliżył.
- Nigdy nie budzi się Tomlinsona. Przegrałaś życie
- Co ty mi zrobisz?
- Zniszczę - dodał z zadziornym uśmieszkiem.
- Boję się
- To się bój. Ale i tak będę miał pewność że więcej mnie nie obudzisz - szybko udało mu się mnie złapać. Po tych kilu rundkach po domu byłam zmęczona i chyba dostałam kolkę. Pozwoliłam mu na to.
- I co ty mi zrobisz? Zabijesz? Wywalisz z domu? - zapytałam szczerząc się.
- Zobaczysz

1 komentarz: