poniedziałek, 17 marca 2014

Rozdział 57

Było koło godziny 7.00 kiedy się obudziłam. Szybko zerwałam się z łóżka i poszłam na dół. Po 30 minutach byłam już gotowa do wyjścia. Właśnie kończyłam kawę kiedy do kuchni wparował Louis.
- Cześć
- Hej jak się czujesz?
- Nie za dobrze. Widzę że ty chociaż jesteś w świetnej formie
- Idę do pracy. Muszę jakoś wyglądać
- Jakbyś nie wyglądała i tak jesteś najpiękniejsza - zmierzyłam go wzrokiem mordercy i zaczęłam zmywać po sobie naczynia.
- Zaraz idę. Na cały dzień chyba
- Że co? I mam sam siedzieć?
- Tak. Jak będę miała przerwę to przyjdę
- Ale ty jesteś
- Też cię kocham - podeszłam do niego pocałowałam go w czoło i wyszłam. Uśmiech gościł na mojej twarzy. Cieszyłam się że mogę pomóc chociaż trochę. Doszłam na miejsce i spotkałam akurat tymczasową szefową.
- Dzień dobry
- Witaj. Nie spodziewałam się że przyjdziesz
- A jednak. I nie pozbędzie się mnie pani przez najbliższe dwa tygodnie
- Dziękuję ci jeszcze raz
- Tu nie ma za co dziękować. Powinnyśmy wejść bo już idą - z daleka było już słychać okrzyki mojej piosenki. Mogłam liczyć na to że mnie nie poznają bo byłam tak ubrana że nikt mnie nie pozna. Fanki weszły i od razu podbiegły do mnie.
- Kiedy będzie tu Sophie?
- Niedługo się pojawi. Zapraszam do kasy i proszę wybierajcie formaty zdjęć - biznes się kręcił. Robiłam właśnie zdjęcie niepełnosprawnej dziewczynce.
- Dziękuję. Mam pytanie
- Słucham?
- Jak pani robi te zdjęcia w okularach przeciwsłonecznych?
- Masz racje one nie są potrzebne - zdjęłam je a dziewczynka zaczęła popiskiwać.
- Ty jesteś...
- Posłuchaj. Niech reszta się nie dowie kim jestem dobrze? Chcę zobaczyć jak zareagują później
- Jasne
- To widzimy się później
- Do zobaczenia - wyjechała tak szczęśliwa. Godziny mijały szybko. Pod koniec pracy wszyscy fani byli już źli.
- Miała być Sophie! Gdzie ona jest? - wyszłam do nich z głupawym uśmieszkiem.
- Ale wy jesteście
- O co ci chodzi? - zdjęłam swoje okulary które jak widać wszystko maskowały.
- Przez cały dzień robię wam zdjęcia a wy nic. Nikt się nie spytał nawet jak mi się świetnie robi zdjęcia w okularach. Jedna dziewczynka tylko zadała to pytanie. Jeśli tu jest zapraszam ją do mnie - kiedy po raz kolejny ujrzałam tą wesołą buźkę szczęście malowało się na mojej twarzy.
- Słoneczko jak masz na imię?
- Sylvia
- Śliczne imię
- Mogę prosić o autograf?
- Jasne - pokazała mi bluzkę. Zrobiłam jeden duży napis. "Dla drogiej Sylvi od Sophie <3"
- Dziękuję
- Nie ma za co - kiedy odjechała reszta zaczęła krzyczeć.
- Dobra do kolejki każdy dostanie co chce! - zdjęcie, autograf i tak w kółko. Radowało mnie to że mam ich. Koło godziny 21.00 byłam już w domu. Moje rozczarowanie na twarzy widniało coraz mocniej.
- Sophie to nie tak - wybiegłam z domu Louisa. Ja pierdzielę. Co on sobie myśli? No fajnie ja mu współczuje a on takie coś. Dobiegłam do parku. Jedna z latarni oświetlała moją sylwetkę. Siedziałam na ziemi oparta o drzewo. Jak on mógł mi takie coś zrobić? Nie ma człowieka cały dzień w domu a na wieczór zna całą prawdę. Coraz bardziej zalewałam się łzami.
- Sophie co się stało?
- Jak myślisz?
- Louis?
- Tak. Znowu to samo. Mówienie że mnie kocha i kłamanie mi prosto w oczy za dobrze mu wychodzi.
- Przykro mi
- Ale co ja teraz zrobię? Kocham go rozumiesz? A on takie coś
- Sophie! - wstałam na proste nogi i podeszłam do niego.
- Co ty sobie myślisz?
- To nie tak jak myślisz
- A jak? Znowu to robisz. Wtedy ci wybaczyłam a potem to samo. Od kiedy to wszystko trwa?
- Ale...
- Nie ma ale. Mówisz mi albo ja znikam
- No dobra. To było jeszcze zanim cię poznałem. To była moja miłość jeszcze przed Eleanor. Kochałem ją. Ona myśli że do niej wrócę
- Nie wierzę ci. Nie potrafię
- Proszę. Ona nic dla mnie nie znaczy - złapał mnie za ręce ale ja się wyrwałam.
- Ale ja ci nie wierzę. Skąd mam wiedzieć że nie kłamiesz? To że ty mi to zadeklarujesz to nie znaczy że to się nie powtórzy. Ona sama musi mi to powiedzieć bo do ciebie moje zaufanie już prawie zanikło
- Dobrze zaprowadzę cię do niej - podążyłam za nim do budynku. W nim stała kobieta z dzieckiem na wózku inwalidzkim. Kiedy dziewczynka się odwróciła zamarłam.
- Sylvia? Co ty tu robisz?
- Nie wiem mama mnie tu przyprowadziła
- Aha.
- Ktoś mi powie o co chodzi? - zapytała zdezorientowana kobieta.
- Sophie chce od ciebie usłyszeć że nic nas nie łączy
- Tak to prawda
- No ale przecież widziałam..
- Tak. To było pod wpływem emocji. Dawno się nie widzieliśmy. Moje odruchy były nie opanowane
- Aha. Przepraszam za tą głupią akcję - w tej chwili zrobiło mi się trochę głupio.
- Nic się nie stało
- Zapomniałabym to jest moja córka Sylvia
- My się bardzo dobrze znamy - posłałam kobiecie lekki uśmiech.
- A skąd?
- Robiłam jej dzisiaj zdjęcia
- A to ty jesteś ta Sophie
- Tak to ja
- Dobrze my już pójdziemy. Nie chcemy wam przeszkadzać
- Mam nadzieję że się jeszcze zobaczymy
- Do zobaczenia - wyszły a ja prawie padłam na kolana prze brunetem.
- Wybacz mi proszę
- Spokojnie. Nic takiego się nie stało
- Stało. Wiesz co?
- Co?
- Przepraszam. Jak mogę ci to wynagrodzić?
- No nie musisz
- Muszę. Co chcesz ode mnie?
- No nic - podeszłam do niego i spojrzałam mu prosto w oczy.
- Na pewno?
- Tak
- Jesteś pewien?
- Tak - przewróciłam oczami i się w niego wpiłam. Nie spodziewał się tego z mojej strony.
- Nadal jesteś pewny?
- No teraz to już nie
- No widzisz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz