sobota, 22 marca 2014

Rozdział 63

- Spotkajmy się w parku
- Po co?
- Mam sprawę
- Nie przyjdę twoje sprawy twój problem
- Co ty masz do mnie?
- Chyba co ty masz do mnie
- Posłuchaj powiem ci to przez telefon. Albo z nim zerwiesz albo zniszczę mu karierę
- Nie zrobisz tego
- Mogę wszystko chcesz się założyć
- Dobra zrobię co chcesz
- No widzisz - rozłączyłam się. Nie chcę żeby tracił wszystko przeze mnie. Wybrałam do niego numer być może odbierze.
- Hej skarbie
- Proszę nie mów już tak do mnie. To koniec. Przemyślałam sobie wszystko i nie możemy być razem. Nie chcę tego. Nie kocham cię już. To co dzisiaj było to wielkie kłamstwo. Żegnaj
- Ale... - już nie słyszałam. Moje łzy ściekały coraz mocniej po polikach. Jak mogłam go okłamać? Nie chcę żeby cierpiał. Boli mnie to że z nim zerwałam. Byłam zmęczona płaczem więc położyłam się spać.

                                                                         ***

- Zadowolona jesteś?
- Teraz mam szansę - odpowiedziała gardząc mną.
- Dlaczego tego chcesz?
- Bo chcę mieć wspaniałego chłopaka takiego jak on
- Skąd wiesz że będziecie razem?
- Zapłacę mu
- Pieniędzmi nie da się wszystkiego kupić
- Wszystko się da. Bawi mnie twoje cierpienie
- Niby dlaczego?
- Ponieważ ty nigdy nie pojmiesz co to znaczy kochać taką gwiazdę
- Może ja nie zrozumiem. Ale to ty nie znacz pojęcia miłość. Jesteś tylko bogata i plastikowa nic więcej - odwróciłam się na pięcie i wyszłam z budynku. Jej słowa raniły mnie mocniej niż wszystko inne. Przez taką rozpuszczoną laleczkę straciłam swoją miłość. Przez to że ona chce być sławna.

                                                                            ***

Kolejne dni mijały mi bardzo źle. Wyprowadziłam się do taty. Nie jestem tą uśmiechniętą dziewczyną u boku swojego Louisa. Teraz nie zostało mi nic. Jestem już po dwóch tygodniach rozstania. Nic do tego czasu się nie zmieniło. Telefon zaczął wibrować w mojej kieszeni.
- Halo?
- Sophie przyjeżdżaj na główny most
- Co się stało?
- Louis chce skoczyć
- Zaraz będę - wybiegłam z domu. Nie miałam auta więc biegłam najszybciej jak mogłam. Jeszcze zdążyłam. Przepychałam się przez ludzi. Bujał się na krawędzi tak ja kiedyś.
- Louis nie! - ledwo wykrzyczałam przez łzy.
- Co cię to obchodzi? Przecież mnie nie kochasz
- Kocham cię. Najbardziej na świecie cię kocham. To co ci wtedy mówiłam to kłamstwo. Caroline mnie do tego zmusiła - w trakcie tych słów weszłam na ten most i powoli lecz pewnie szłam do niego - Nie chciałam tego. Zrobiłam to ponieważ zagroziła że ci zniszczy karierę a ja nie jestem samolubna i nie mogłam ci tego zrobić. Wiem że kochasz to co robisz nie chciałam ci tego zrobić. Może i nie widujemy się często w trasach albo jak pracujesz ale to nie zmienia faktu że kochasz śpiewać. Przepraszam
- Nie możesz tak to on miał być moją miłością nie twoją - z tłumu wybiegła rozwścieczona Schefild. Podbiegła do mnie i zrzuciła mnie z mostu. Myślałam że już nie ma dla mnie ratunku ale podleciał helikopter którego ktoś wezwał. Zdążyłam się złapać drabinki. Maszyna podleciała nad most.
- Ze mną nie wygrasz!
- Kto to mówi? - zapytała zdezorientowana.
- Nie poznajesz mnie? - helikopter wynurzył się z pod metalowych belek a ja mogłam jej spojrzeć prosto w twarz.
- Jak to możliwe?
- Miłość jest zawsze możliwa. A wiesz co by było jakbyś ty spadła z tego mostu? Już byś nie żyła - na most przyjechała policja i zabrała ją. Sprytnie przeskoczyłam na metalową krawędź.
- Przepraszam że ci nie powiedziałam o co chodzi wcześniej. Wtedy zapewne byśmy tu nie stali
- Nie rób mi tak więcej. Bo zejdę na zawał
- Na pewno - wziął mnie za rękę i pomógł zejść. Wszyscy się już rozeszli. Mocno wtuliłam się w chłopaka.
- Proszę wybacz mi to wszystko. Ja nie chciałam - brunet ocierał moje gorzkie łzy.
- Nic ci nie zrobię ale mam pytanie
- Jakie?
- Czy zostaniesz moją narzeczoną po raz drugi?
- Jak najbardziej - rzuciłam mu się na szyję. Dziękowałam mu w duchu że mi wybaczył. Wziął mnie za rękę i poszliśmy w kierunku domu mojego taty. Miałam nadzieję że się nie pozabijają tam. Kiedy doszliśmy na miejsce nie pewnie zapukałam do drzwi. Otworzył ukochany i dawno nie widziany ojciec.
- Cześć tato - powiedziałam rozpromieniona.
- Cześć skarbie
- Tato to jest Louis, Louis to jest mój tato - panowie podali sobie ręce na powitanie. Mój tato jakoś nie był zachwycony.
- Przyszłam po rzeczy
- Jasne - poszłam do swojego starego pokoju obwieszonego jeszcze różnymi plakatami. Nie wielki uśmiech wkradł się na moją bladą jeszcze twarz. Po kilkunastu minutach zeszłam na dół.
- Już jestem - powiedziałam przerywając nawet ciepłą rozmowę.
- To co idziemy - skinęłam głową.
- Pa tato do zobaczenia
- Do widzenia
- Do widzenia - wyszliśmy z budynku i szliśmy trochę dłuższą drogą do domu.
- Myślałam że nie przeżyjesz tego spotkania
- Też tak myślałem - zaczęliśmy się śmiać.
- Dlaczego chciałeś skoczyć? Wiesz jakby mnie to załamało?
- Chciałem skoczyć bo powiedziałaś mi że mnie nie kochasz. Załamałem się. Nie wytrzymywałem z faktem że to koniec i chciałem skoczyć
- Aha
- Czyli wszystko to twoja wina
- Moja??? Wszystko wina tej łajzy
- Ale mogłaś mnie wtajemniczyć czy coś
- Ale ja głupia nie pomyślałam
- No widzisz sprawa się rozwiązała
- Nie do końca
- Co masz na myśli?
- Chodzi o Caroline. Nie wiem policja ją zabrała i tyle pewnie z tego. Ale jest problem że ona nadal może wszystko i możliwe że doprowadzi do rozpadu zespołu
- Zatrudnię cię jako ochroniarza danych prywatny
- Pasuje mi
- Będziesz sprawdzała plotki. Jak będzie coś nie tak to ratujesz nas z opresji
- Księżniczko spokojnie nikt nie doprowadzi cię do opresji - odwrócił się do mnie twarzą i spojrzał mi prosto w oczy.
- Jedyną księżniczką jaka tu jest to ty
- Tak, jasne. Żeby być księżniczką trzeba być ładną osobą
- Ale ty...
- Nie, nie, nie i jeszcze raz nie. Ja nie byłam, nie jestem i nie będę ładna. Nigdy nawet ci dam powody do tego. Po pierwsze krzywe nogi. Po drugie jestem gruba. Po trzecie na ryju same piegi nic więcej. Po czwarte mam nieziemsko skośne oczy. Po piąte jestem niskim trollem. Po szóste.... - nie zdążyłam się wypowiedzieć bo mnie pocałował.
- Tomlinson więcej mnie tak nie uciszaj jasne?
- Jak słońce - uśmiechnął się do mnie i dalej szliśmy do domu. Muszę przestać żyć przeszłością. Teraz chcę otworzyć nowy rozdział w książce zwanej życiem.

1 komentarz:

  1. Oooezuu ;d Jaaaki świeetny *_* Haha xd Pisz mi następny xd A tak wgl to dziś noowy pałoo! Pozdro!

    OdpowiedzUsuń