czwartek, 13 marca 2014

Rozdział 54

- Dziękuję że przyszliście
- Musieliśmy cię z tond wyciągnąć - powiedział i rzucił mi delikatny uśmiech.
- Dzięki wam. Am.. Zayn mógłbyś nas zostawić?
- Jasne już idę - posłał mi uśmiech i wsiadł do swojego auta. Po chwil czekania aż odjedzie ruszyliśmy do domu. Zaczęła się kolejna kłótnia. Oczywiście. Po takim dniu znowu się kłócimy.
- Louis tak nie może być że będziesz tłukł każdego
- Ale ja muszę rozumiesz?
- Nie musisz sama sobie poradzę z takimi ludźmi
- Nie poradzisz sobie
- Czyli jestem za słaba a ty jesteś moim wielkim obrońcą co załatwi wszystko? Nie tak nie będzie - odwróciłam się i skierowałam w swoim kierunku. Złapał mnie za nadgarstek. Zasyczałam z bólu. Zdezorientowany chłopak spojrzał na mnie.
- Cięłaś się?
- Może. Ale co to dla ciebie - wyrwałam się mu i poszłam dalej.

                                                                        ***

Kiedy wróciłam do domu Louis już spał. Szybko się spakowałam. Potrzebowaliśmy czasu by wszystko się ułożyło. Napisałam kartkę. Przeczytałam jej zawartość by sprawdzić czy jest dobrze

" Louis...
Mam dosyć tych kłótni. Naprawdę potrzebujemy od siebie przerwy. To co teraz się dzieje między nami jest nie do opisania. Boli mnie że cię zostawiam na ten czas. Ale spójrz w niebo i pomyśl o mnie a wtedy ja będę myślała o tobie. Nie poszukuj mnie bo nie chcę tego. Do zobaczenia za miesiąc.

                                                                                                                      Sophie xx "

Mogło być ale i tak wiedziałam że będę tego żałowała. Ściągnęłam obrączkę z palca i położyłam ją obok liściku. Miałam na tyle pieniędzy by się zatrzymać na ten miesiąc w ładnym hotelu. Wyszłam z budynku we łzach. Zamówiłam taksówkę więc szybko dotarłam na miejsce. Recepcjonistka dała mi kartę do pokoju i powiedziała koszt pobytu. Podziękowałam jej i poszłam na górę. Szybko się rozpakowałam i położyłam na łóżko. Wyciągnęłam nasze zdjęcie. Szczęśliwi jak zawsze. Teraz się to zmieniło. Przebrałam się i wykąpałam a potem poszłam spać.

                                                                                    ***
                                                                        Dwa tygodnie później

- Halo?
- Sophie Louis on..
- Co?
- Leży w szpitalu miał wypadek
- Że co?
- Tak. Jest w tym szpitalu niedaleko waszego domu
- Zaraz będę - schowałam telefon w kieszeni i wybiegłam z budynku. Co się stało? Jaki wypadek? Wleciałam do szpitala jak torpeda.
- Dzień dobry
- Nie taki dobry. Gdzie leży Louis Tomlinson?
- Rodzina?
- Jestem jego narzeczoną
- Prosto i w lewo
- Dziękuję - ruszyłam w skazaną stronę. Chłopcy siedzieli przed salą.
- Jesteś
- Co się stało?
- Skoczył przez okno. Z tego co wiem będzie żył i nie ma jakichś poważnych obrażeń tylko obicia bo nie było wysoko
- To moja wina. Gdybym wtedy..... - nie skończyłam bo lekarz przyszedł.
- Pani jest z rodziny?
- Mniej więcej. Co z nim?
- Ma dość mocne obicia ale będzie żył a to najważniejsze
- Dziękuję. Mogę do niego wejść?
- Tak. Na razie śpi ale niedługo się obudzi
- Jeszcze raz dziękuję - nie pewnie weszłam do środka. Usiadłam koło niego chowając twarz w dłonie. Ten ból że mogłam go stracić przez swoją głupotę jest bardzo silny. Pozwoliłam swoim łzą kapać na zielonkawe spodnie. Przysięgam sobie że po mimo każdej kłótni nigdy go już nie opuszczę. Kolejne gorzkie łzy spływały po moich polikach. Jego twarz była blada nie miała takiego słodkiego odcieniu jak zawsze. Spokojna twarz i żadnych gwałtownych odruchów. Brakowało mi go.
- Przepraszam że cię opuściłam - wyszeptałam sama do siebie najciszej jak potrafiłam. Wzięłam delikatnie jego rękę i kreśliłam na niej kółeczka. Uścisk się nasilił. Podniosłam swoje przekrwawione oczy i spojrzałam na bruneta. Jego oczy powoli się otwierały.
- Dziękuję że jesteś - wyszeptał do mnie osłabiony chłopak.
- Kocham cię - lekko się do niego uśmiechnęłam, a on się podniósł na ostatkach sił i mnie pocałował. Byłam wtedy taka szczęśliwa że nie zmienił zdania co do mnie. Mój anioł żyje i to jest najważniejsze teraz. Będę koło niego do końca swoich dni. Patrzył na mnie spokojnym wzrokiem.
- Przepraszam że wtedy uciekłam
- Nie musisz. Zrobiłaś to co uważałaś za słuszne. Ale jakbyś nawet nie wróciła to i tak ja cię bardzo kocham i nigdy nie przestanę - moje serce zaczęło mocniej bić. Ten chłopak jest dobrym człowiekiem i kochającym narzeczonym. Nie wiem co bym zrobiła jakby mi go zabrakło w życiu. On zawsze mi pomaga i wspiera. Nie opuszczę go i sprawię żeby nikt temu nie zaprotestował.
- Muszę już iść. Odpoczywaj. Jutro wrócę
- Kocham cię. Do zobaczenia moja księżniczko - " moja księżniczko " te słowa zostaną ze mną na zawsze.
- Do zobaczenia skarbie - wymieniliśmy się uśmiechami i wyszłam. Chciałam skakać z radości ale nie mogłam przynajmniej teraz.
- I jak?
- A co ma być?
- Jak on się czuje?
- Nie pytałam się - posłałam im uśmieszek i wyszłam z szpitala. Poszłam do hotelu by zabrać swoje rzeczy. Po jakiejś godzinie byłam z powrotem w domu. Zapomniałam jak to jest z tym domowym ciepłem.

                                                                       ***
                                                            Tydzień później

Codziennie byłam w szpitalu. Każdy mnie już tam pamięta. Za godzinę mam zamiar się właśnie wybrać. Przebrałam się w :

Kiedy miałam wychodzić ktoś zapukał do drzwi. Otworzyłam je i zamurował mnie ze szczęścia. Rzuciłam się chłopakowi na szyję.
- Cieszę się że już jesteś
- Ja też - namiętnie wpiłam się w jego usta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz