czwartek, 27 marca 2014

Rozdział 68

Uwaga! Rozdział zawiera sceny kryminalne dozwolone od lat 14. Wchodzisz na własne ryzyko!

- Co dzisiaj robiliście?
- To co zawsze. Biegaliśmy po studiu
- Przykro mi - powiedziałam udając płacz.
- Dobra ja nie ważny. Przynajmniej teraz. Co dzisiaj robiłaś?
- Zdaje się że uczyłam
- Wiem ale dokładniej?
- A co ty taki ciekawski?
- Chcę wiedzieć co tam u mojej przyszłej żony
- Ugh. Było fajne. Próbowali sobie ale im nie wychodziło. Podobały mi się lekcje a już jutro wcisnęli mi zastępstwo. I to tyle
- Fajny dzień
- Nieee
- Dlaczego?
- Bo dopiero wieczorem mogę ciebie zobaczyć
- Mi ciebie też brakuje
- Idę do kuchni, chcesz coś?
- Nie - odwróciłam się na pięcie i poszłam do wyznaczonego pokoju. Nastawiłam wodę na herbatę. Stanęłam przed oknem patrząc jak słońce jest w połowie drogi do zniknięcia za horyzontem. Spojrzałam na parapet. Stało na nim nasze zdjęcie. Wtedy było tyle smutku i żalu. Na szczęście się to skończyło. Ale nikt nie powiedział że smutki nie wrócą. Poczułam znajome perfumy które otuliły moją sylwetkę. Chłopak przytulił mnie od tyłu.
- Co ty tu robisz?
- Chciałem cię przeprosić
- Za co?
- Za tą akcję z Vik
- Czasu nie odwrócisz
- Niestety
- Coś jeszcze?
- Nie już nic
- To cię po przyjacielsku wyrzucę z domu
- A ja po przyjacielsku wyjdę sam
- Jak chcesz
- Cześć
- Pa - odwrócił się w swoją stronę i wyszedł. Chwilę potem do kuchni wparował Louis.
- Kto to był?
- Niall
- Co chciał?
- Przeprosić
- Serio?
- Tak a co? Nie pasuje ci?
- Cieszę się. Tylko...
- Tylko co?
- Tylko gdyby nie namieszał nie musiałby przepraszać
- A no
- Coś ci zrobił?
- Tak. Przytulił. Zazdrosny?
- Każdego dnia o każdej porze
- Miło to słyszeć - uśmiechnęłam się. Pogładziłam go po poliku na co ukazał szereg białych zębów. Radował mnie taki widok. Czajnik zaczął piszczeć więc się od niego odsunęłam i poszłam go wyłączyć. Zalałam kubek z woreczkiem herbaty. Kiedy maszyna wróciła na swoje miejsce a ja poszłam z naczyniem pełnym ciepłej cieczy do salonu. Usiadłam na kanapie i sięgnęłam po książkę. Czytałam i przysypiałam. Skończyło się tym że zasnęłam na kanapie.

                                                                          ***

Rano wstałam bez większych emocji. Poszłam do łazienki. Robiłam to co zwykle rano. Ubrałam się w to. Chwilę potem wyszłam do pracy.

                                                                           ***

Właśnie prowadzę pierwszą lekcję. W pewnej chwili przychodzi do mnie sms. " Broń masz w szufladzie biurka. Dosłyszałam się że szykują napad. Czekaj na pierwsze strzały. Każ uczniom uciekać przez okna. Zamknij drzwi i pomóż nam. Victoria ". Co do cholery?! Napad? Kilka minut po sms - ie rozległy się strzały. Uczniowie zaczęli panikować.
- Ej! Spokój! Wychodźcie oknami nie jest wysoko!
- A ty? - sięgnęłam po pistolet do biurka.
- O mnie się nie martwcie! Jak będzie trzeba każcie innym uczniom skakać z pięter na dole są trampoliny - wyszłam z klasy i zamknęłam drzwi na klucz zgodnie z instrukcją. Kierowałam się ostrożnie do reszty nauczycieli. Nie bałam się strzelać. Tato uczył mnie strzelać śrutami. Miałam to już wyćwiczone.

                                                                         ***

Oglądam właśnie wiadomości. " Dzisiaj w jednym z Londyńskich liceum rozpoczęła się strzelanina. Nauczyciele dowiedzieli się chwilę przed rozpoczęciem i ewakuowali uczniów.
- Jak się czujesz?
- Źle. Boję się o nauczycieli. O Sophie ona jest młoda a może tam zginąć. Oddaję jej honor bo jest bardzo odważną dziewczyna. Kazała nam uciekać i łapać innych a sama wyszła z bronią na śmierć. Dziękuję jej że uratowała nam życie
- To była wypowiedź jednej z uczennic " Mało się w kawie nie utopiłem. Sophie i strzelanina? Cholera trzeba zrobić z tym porządek! Zadzwoniłem po chłopaków a sam byłem już w drodze do zamieszania. Tak jak myślałem policja nie puściła nas głównym wejściem więc wpadliśmy tam tylnym.

                                                                           ***

Połowa nauczycieli już nie żyje. Stoję na przeciwko człowieka który może w każdej chwili mnie zabić. Mamy wyciągnięte do siebie bronie. Pistolet muszę trzymać w prawej ręce bo postrzelił mi lewą rękę. Krew się leje ale nie zwracam na to uwagi. Kolejny strzał oddałam ja ale oczywiście chybiłam. Następny był on. Postrzelił mnie. Przed odejściem oddałam kilka strzałów tak że krwawił nie miłosiernie. Spróbowałam się podnieść i pójść do wyjścia. Huki nie ustawały. Więc jeszcze ktoś prócz mnie żyje. Po kilku minutach wyszłam z budynku. Lekarze rzucili mi się na pomoc. W śród nich zauważyłam Harrego.
- Gdzie jest Louis?
- W środku
- Daj broń
- Ni...
- Daj - posłusznie dał mi pistolet. Wyrwałam się ludziom i wbiegłam z powrotem do budynku. Teraz nie miałam bólu. Teraz byłam zła. Zła za to że jeśli któryś z nich zrobi mu krzywdę zabiję sama. Stanęłam od tyłu gościa z którym nie mógł się uporać Lou. Na pewno on jest tym głównym.
- Rzuć broń! Albo jeśli chcesz oberwać spełnię to życzenie - nie zrobił tego czego chciałam tylko zaczął strzelać. Sam oberwał kilka razy. Leżał we krwi tak samo jak Louis. Pobiegłam do niego.
- Louis nie zasypiaj. Otwieraj oczy - przerwałam moją bluzkę i zrobiłam z niej opaskę uciskową. Złapał ostatkiem sił moją rękę. Podniosłam go i oparłam o siebie. Jakoś go wyciągnęłam. Miałam łzy w oczach.
- Ludzie pomocy on umiera! - lekarze byli od razu. Chłopcy mnie trzymali bo ból zaczął znowu przeszywać całą mnie. Przed oczami miałam mamę Louisa dziękującą mi.
- Jesteś odważna - cicho wyszeptał Zayn. Straciłam kontakt ze światem.

                                                                            ***

Obudziłam się w tym cholernym białym pomieszczeniu którego tak bardzo nienawidziłam. Obok mnie leżał Lou. Nic mu nie jest i żyje to najważniejsze. Spojrzałam w drugą stronę. Za szybą siedziała grupka uczniów którym powiedziałam żeby uciekali. Podniosłam się i spróbowałam wstać. Fajnie nie zdążyli mi ściągnąć tych spodni ale bluzkę to tak. Wyszłam za drzwi.
- Sophie
- Cześć młodzi - chociaż byłam obolała nie dałam bólowi za wygraną.
- Jak się czujesz?
- Normalnie. Nic takiego się nie stało
- Nic takiego się nie stało? Uratowałaś nam życie
- Ale to nie tylko ja
- No właśnie teraz jest problem
- Kto przeżył z innych nauczycieli?
- Połowa. Dobrze się mają. Nie wielkie okaleczenia
- To dobrze
- Ale pani dyrektor nie należy do tych osób
- I co teraz?
- Musimy mieć nowego dyrektora
- Kogo proponujecie?
- Ciebie
- Mnie? Nie za dużo papierkowej roboty. Kogoś innego wytypujcie
- To może profesor Duley?
- Czemu nie. Miły facet
- Tylko jeszcze inni muszą się zgodzić
- A jak uczniowie? Wszyscy są cali?
- Tak. Z tego co wiem wiwatują pod szpitalem
- Co?
- Tak
- Muszę to zobaczyć
- A wypuszczą cię?
- Tak. Przecież mówiłam nic mi nie jest - dyskretnie wymknęłam się z budynku. Przed nim stały dorosłe dzieciaki a zarazem przyjaciele. Wszyscy dosłownie byli chwilę potem przy mnie. Jedna z dziewczyn pokazała mi gazetę ze mną na nagłówku. " Była piosenkarka ratuje uczniów i swoich przyjaciół przed śmiercią " łzy zbierały się w oczach. Porozmawiałam z nimi i wróciłam do środka. Miałam nadzieję że nikt się nie połapał że mnie nie ma. Kiedy weszłam na salę Louis siedział na tym wstrętnym łóżku szpitalnym. Od razu do niego podeszłam.
- Jak się czujesz skarbie? - zapytałam z troską.
- Jak ja się czuję? Ja bym nie czuł gdybyś mnie nie uratowała
- O matko co w tym takiego wielkiego. Zwykła przysługa i tyle
- Czy ty sobie zdajesz sprawę ile zrobiłaś?
- Nie i nie mam zamiaru - złapał moją drugą rękę. Czyli tą bez rany i zaczął kreślić na niej kółka.
- Tyle dla mnie zrobiłaś
- Przestań bo zaraz się wkurzę i wyjdę
- Dobra kończę. Nawet teraz masz dużo humoru
- Nic mi nie jest to mam humor

2 komentarze:

  1. O jaa pierdole o.O Nie rozuumiałam o co Ci chodziło ztym kryminałem ;o Teeraz już wiem ;o Too jest geniaaalne! Czeekam z niecierpliwością na nexta xd Tak wgl too strasznie ciekawi mnie skąd Vik wiedziałaa... I dlaczego zorganizowali teen cały napaad. Pisz młoda, pisz!

    OdpowiedzUsuń
  2. za niedługo 69 rozdział XD a ten jest po prostu doskonały :D

    OdpowiedzUsuń