środa, 19 lutego 2014

Rozdział 15

- Będzie dobrze. Nie płacz.
- Jak mam nie płakać? On mnie krzywdzi z dnia na dzień.
- On nie wie co mówi.
- On się posunął do tych słów. Kocham go ale on najwyraźniej tego nie widzi.
- Pamiętaj masz mnie, przyjaciół zawsze ci pomożemy jak będzie trzeba.
- Dziękuję. - wtuliłam się w niego. Czułam się bezpieczna.
- Kocham cię
- Ja ciebie też. Choć zaprowadzę cię do pokoju.
Wzięłam swoją torbę i poszliśmy do góry. Pokój który mi pokazał był śliczny. Rozglądałam się po nim chyba 20 minut.
- Jest śliczny
- To dobrze że ci się podoba
- Łazienka jest po prawej jak wychodzisz z tego pokoju na samym końcu korytarza.
- Dzięki - pocałował mnie w czoło i wyszedł.
Opadłam na łóżko zmęczona całym tym dniem. Rozmyślałam o nim jeszcze chwilkę po czym wzięłam jakąś za dużą na mnie koszulkę i czystą bieliznę i poszłam do łazienki. Weszłam pod prysznic. Ulżyło mi. Po 10 minutach wyszłam. Owinęłam się ręcznikiem i poszłam do lustra.
Znowu ujrzałam postać dziewczyny proszącej o opiekowanie się jej miłością.
- Dziękuję że dajesz mu szczęście.
Uśmiechnęłam się lekko do siebie. Powycierałam się i ubrałam tą przy dużą koszulkę razem z bielizną. Zeszłam na dół. Brunet był raz tu raz tam. Przynajmniej nie siedział przed telewizorem.
Myślałam nad tym co będzie w przyszłości. Co będę w niej robiła i z kim. Życie ujawniło mi kolejne rozdroże. Musiałam wybierać. Louis albo Niall. Jeden i drugi są ważnymi osobami w moim życiu.
- Nad czym tak myślisz? - spytał się po czym szeroko się uśmiechnął
- Nad tym czy się jeszcze dzisiaj uśmiechniesz czy nie.
- I się uśmiechnąłem.
Czułam jak całe stado motyli lata mi w brzuchu. Uśmiechnięty od ucha do ucha brunet przysiadł się do mnie. Oparłam swoją głowę o jego ramię.
- Co ci przyszło do głowy zakochiwać się we mnie co?
- Jeszcze się pytasz?
- Tak. Bo ja nie wiem jestem brzydka, 0 poczucia humoru wielkie nic.
- Odwołaj to. Jesteś piękną dziewczyną. Tylko czujesz się za mało doceniana.
- Niee. Na pewno nie.
- Myśl jak chcesz ale ja wiem swoje.
- Obiecaj mi że nigdy mnie nie opuścisz.
- Nie martw się zawsze będę przy tobie jako twój Lou.
Zetknęliśmy się czołami. Posłałam mu uśmiech.
- Kocham jak się uśmiechasz. Jesteś wtedy taka szczęśliwa.
Patrzyliśmy sobie bardzo głęboko w oczy. Moje szczęście znowu do mnie wróciło. I na razie nie chciało mnie opuszczać. Namiętnie mnie pocałował co za skutkowało tym że po chwili już niósł mnie do góry. Leżałam na łóżku usidlona w jego silnych rękach. Ściągał ze mnie ubrania a ja z niego.
Czułam się jakby na moich oczach zagościł widok młodego boga. Nie ustawał w pocałunkach. Składał je na całym moim ciele. Robiło mi się coraz cieplej. Nasze ubrania teraz przyozdabiały tylko podłogę. Byłam szczęśliwa po mimo bólu jaki teraz powstawał w dolnej partii mojego ciała.
Poruszałam się na nim coraz szybciej. Podobało mu się to tak samo jak mi.
- Sąsiedzi chyba na razie sobie nie pośpią
- A no nie.
Uśmiechy gościły na naszych twarzach cały czas. Trzymałam go za jego kasztanowe włosy. Pojękiwałam z bólu jaki mi sprawiał. Górowały w tej chwili rozkosz i ból nic więcej. Gdy już to wszystko się skończyło leżeliśmy przytuleni do siebie.
- Która jest godzina?
- Chyba po 11.00 a co?
- Muszę się przestawić bo jutro mam na 9.00
- Jak się uda to cię zawiozę
- Dziękuję ci. Tyle dla mnie robisz.
- W porównaniu do tego co ty dla mnie zrobiłaś to jest nic.
- Co ja dla ciebie zrobiłam?
- Pojawiłaś się.
Pocałowałam go i we dwoje po chwili już spaliśmy.

                                                                                    ***

Jest już rano koło godziny 6.00. Mój towarzysz jeszcze spał. Wyglądał tak bezbronnie.
Ruszyłam się z łóżka by odnaleźć to co wczoraj wieczorem zdobiło podłogę. Gdy już to znalazłam wybrałam się do łazienki. Ubrałam śnieżno- białą bieliznę i podeszłam do lustra. Rozczesałam włosy i zrobiłam lekki makijaż. Gdy już wyszłam skierowałam się do pokoju gdzie znajdowały się moje ciuchy. Wzięłam czarne rurki i białą koszulę z szerokimi ramiączkami. Ubrałam się po czym poszłam na dół zrobić coś na śniadanie. Gdy jeszcze szykowałam coś przy stole przyszedł Louis i mnie przytulił od tyłu bo byłam obrócona do stołu. Odwróciłam się do niego a on wpił się w moje usta jak wampir. Kolejny dzień a ja już z rana jestem szczęśliwa.
- Hej królewno.
- Hej. Jak się spało?
- Dobrze a tobie?
- Raz się obudziłam ale to z emocji. A tak to dobrze.
- Co ciekawego zrobiłaś?
- Zrobiłaś ci śniadanie.
- A sobie?
- Ja już jadłam.
- I mam sam jeść? No dzięki - po tych słowach się uśmiechnął.
- Nie bój się tak będzie szybciej. Nikt cię nie będzie rozpraszał a ja za ten czas zwiedzę dom.
- Dobra idź ale wiedz że jestem oburzony twoim zachowaniem wobec mnie.
Na mojej twarzy zagościł uśmiech numer 4.
Wyszłam z kuchni kierując się na górę było tam mnóstwo drzwi. Gdy otworzyłam pierwsze stanęłam jakbym czekała na wyrok. W pokoju widniało mnóstwo zdjęć. Było na nich rodzeństwo i cała rodzina Louisa. Zaś na innych był brunet z postacią która pokazywała mi się w lustrze. Były jeszcze zdjęcia z chłopcami. Nigdy nie sądziłam że ktoś może mieć taki pokój pełen zdjęć. Całe pomieszczenie było oświetlane. Na dwóch ścianach widniały dwa małe okienka które dawały niewielkie światło.
- Tu jest jak z bajki
- Prawda.
Usłyszałam głos nad swoim uchem. Podskoczyłam ze strachu.
- No dzięki ci bardzo ale to jest chyba sposób na czkawkę.
- Oj no przecież nic się nie stało.
- Dobra idź się zbieraj nie chcę się spóźnić w pierwszy dzień.
- Już lecę piękna.
Pocałował mnie w polik i odszedł. Czułam jak się rumienię. Czekała mnie jeszcze rozmowa z moim byłym szefem. Wyciągnęłam telefon z kieszeni. Zaczęłam przeglądać kontakty.
- Tu jest.
Po 4 sygnałach odebrał mężczyzna z niskim głosem.
- Halo?
- Dzień dobry tu Sophie Lynch
- O co chodzi?
- Bo jest taka sprawa dostałam pracę gdzie indziej i chciałam się zwolnić.
- Co?
- Tak.
- No dobrze ja pani tego nie zabronię. Ale jeśli pani będzie chciała wrócić to wiadomo gdzie dzwonić. Do widzenia.
- Do widzenia.
Poszło nie najgorzej.
- W drogę.
- No nareszcie.
Zeszliśmy na dół. Ubrałam się i wzięłam swoją torebkę. Lou zamknął dom po czym otworzył mi drzwi do samochodu. Z gracją do niego wsiadłam. Chwilę potem chłopak siedział koło mnie.
- Marzenie nadjeżdżam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz