sobota, 22 lutego 2014

Rozdział 26

Rano obudziłam się z wielką nadzieją. Miałam dzisiaj dużo energii. Zeszłam na dół. Zjadłam szybko coś na śniadanie. Czułam że rozniosę zaraz cały budynek.
Kręciłam się po całym domu. Poszłam do łazienki. Wykąpałam się i zrobiłam ranną toaletę. Po 20 minutach wyszłam.
- Hej, hej spokojnie. - Złapał mnie w pasie i przytrzymał kiedy miałam zbiec po schodach.
- Co się stało?
- Chodzisz po całym domu i myślisz że ja nic nie słyszę.
- Nie gniewaj się - pocałowałam go żeby nie był na mnie zły. Brunet odwzajemnił mój gest.
- Masz nadzieję że coś się dzisiaj ciekawego wydarzy?
- Chciała bym. Puścisz mnie kiedyś?
- Nie mam takiego zamiaru.
- No puść mnie - przez niego cała energia znikła w jednym momencie.
- Już ci przeszło?
- Tak - odpowiedziałam mu z wielkim grymasem na twarzy.
Rozluźnił ręce a ja się wyślizgnęłam z jego objęć. Poczułam wibracje.
- Halo?
- Hej skarbie. Przyjdź dzisiaj do parku za godzinę.
- Dobrze będę. Pa
- Cześć
Włożyłam telefon do kieszeni.
- Kto to?
- A nikt ciekawy
Te 40 minut szybko minęło. Wzięłam go delikatnie za rękę i pociągnęłam w moją stronę.
- Co jest? - Spojrzał mi prosto w oczy.
- Idziemy do parku.
Chwilę potem byliśmy przed domem.
- Idziemy
Splótł nasze palce i szliśmy wolnym krokiem. Na samą myśl co tam zobaczę chciało mi się płakać. Po 20 minutach byliśmy na miejscu. Zauważyłam kobietę mniej więcej mojego wzrostu która patrzyła się na nas.
- Poczekaj tu.
Podeszłam do tej kobiety. Te oczy i włosy i twarz. Rzuciłam się jej w ramiona z łzami.
- Tak bardzo tęskniłam. Mamo.
- Ja też bardzo tęskniłam.
Stałyśmy tak przytulone przez chwilę.
- Dziecko jak ty wyrosłaś przez ten czas.
- A ty w ogóle się nie zmieniłaś. Powiedz mi po co tam pojechaliście?
- Potrzebowali pomocy. Ja razem z tatą byliśmy kiedyś w wojsku. Dostaliśmy wezwanie. Przepraszam że nic nie mówiliśmy ale nie mieliśmy na to zezwolenia. Wybaczysz mi?
- Tak wszystko ci wybaczam.
- A gdzie Drake?
Gdy mi o nim wspomniała. Słabo mi się zrobiło.
- On nie żyje. Skoczył z mostu. Brakowało mu taty więc uznał że musi się z nim zobaczyć.
- Dlaczego? Po co mu to było?
- Wiesz jak kochał tatę. Bez niego on nie istniał i tak też się stało.
- Moje drogie dziecko. Pociesz mnie i chociaż powiedz że tobie się układa.
Spojrzałam na Lou który obserwował nas z pod drzewa.
- Można tak powiedzieć.
Mama wychyliła się by zobaczyć kogo obdarzyłam wzrokiem.
- Jak się nazywa?
- Louis
- Ten Louis o którym myślę?
- Tak
- Gratuluję. Jak tam szczęśliwi jesteście we dwoje?
- Tak właściwie to we troje.
- Naprawdę?
- Tak mamo.
- Ja muszę iść. Zobaczymy się kiedy indziej.
- Pa mamo.
Przytuliłam ją na pożegnanie i wróciłam do Lou. To był szczęśliwy dzień i nikt nie mógł mi go zepsuć. Na mojej trochę bladej twarzy widniał uśmiech. Znowu mogłam zobaczyć osobę która była ze mną od samego początku. Przyszło do mnie kilka sms - ów od Perrie. Przeczytałam je dopiero w domu. Chciała żebym od dzwoniła.
- Halo?
- Hej. Wysyłałaś mi sms - y co jest?
- Musisz iść ze mną na sklepy kupić ciuchy bo w tych moich ciasnych brzuszek nie będzie fajnie wyglądał.
- Dobrze pójdę z tobą. To o której?
- Przyjdę do ciebie za chwilę oczekuj mnie. Do zobaczenia.
- Pa
Włożyłam telefon do kieszeni i poszłam do Louisa oznajmić mu że idę z Perrie do sklepów.
- Co robisz?
- Szukam czegoś. A ty co robisz?
- Zaraz wychodzę
- I zostawiasz mnie samego?
- To co mam wezwać opiekunkę?
- Sam jak palec zostanę. Nie.
- Spokojnie nic ci nie będzie. Wrócę, może.
- Jak to może? Nie możesz mnie tak zostawiać.
- Jednak zadzwonię.
Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do Liama.
- Halo?
- Hej. Co robisz?
- A nic a co?
- Bo ja wychodzę a Lou narzeka że jak mnie nie będzie to sobie coś zrobi. - Chłopak śmiał się do słuchawki.
- Przyjechać?
- Jak możesz
- Będę zaraz. Cześć
- Pa
Zauważyłam smutek i rozczarowanie na twarzy bruneta.
- Spokojnie. Opiekunka zaraz przyjedzie i się z tobą pobawi. I nic złego ci się nie stanie. Chyba.
Po całym domu rozległ się dzwonek.
Pocałowałam Lou na pożegnanie i wyszłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz