czwartek, 27 lutego 2014

Rozdział 40

- Pa wszystkim. W najbliższym czasie niech ktoś do mnie wpadnie.
- Na pewno kogoś wyślemy
Pożegnałam się ze wszystkimi i wsiadłam do samolotu. Długo im jeszcze machałam. Co dziwniejsze od drugiego dnia mojego przyjazdu do Polski nie było Vik ale to pewne dla tego że codziennie byłam w szkole. Nie mogłam się doczekać aż znowu zobaczę Lou. Przez ten tydzień codziennie wieczorem byłam bliska płaczu.

                                                                               ***

Chwyciłam pełna szczęścia za klamkę. Otworzyłam drzwi i co tam zobaczyłam.
- Widzę że tylko przeszkadzam
Trzasnęłam drzwiami i uciekłam. Łzy zaczęły napływać mi do oczu. Dlaczego on mi to zrobił i to jeszcze z tą zdzirą. Dla tego jej nie było przez te dni. Tu kurwa sobie przyleciała. Pobiegłam do domu mamy. Musiałam się jej wypłakać w ramię. Zapukałam do drzwi.
- Hej skarbie co się stało?
- Mamo on...z....nią
- Spokojnie. wejdź.
Gdy już weszłam usiadłam na jednym z foteli i schowałam twarz w dłonie.
- Jeszcze raz ale spokojnie.
- To poleciałam do Polski. Codziennie chodziłam do szkoły na tą godzinę. I w pierwszym dniu Vik jeszcze była ale w kolejne już nie. To uznałam że nie przychodzi bo ja jestem. No i dzisiaj wróciłam weszłam do domu i widziałam jak się całują. Uciekłam z tam tond i przybiegłam do ciebie.
- Skarbie. Będzie dobrze
- Nie będzie dobrze. Mówił mi że mnie nigdy nie opuści, że mnie kocha. Ja głupia mu uwierzyłam. Co ja mam teraz zrobić?
- Nie wiem córciu. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji. Może to jakieś nie porozumienie.
- Nie. On jakby chciał do by jej nawet do domu nie pozwolił wejść.
- To co teraz zrobisz?
- Znajdę ją. Słono mi za to zapłaci.
Obudził się we mnie instynkt mordercy. Skrzywdziła mnie to ja się odegram. Nie będzie tak łatwo. Wyszłam żeby się przewietrzyć i trochę pospacerować. Dzisiaj już się nikogo nie bałam. Teraz miałam w sobie mordercę. Jak przechodziłam koło domu Louisa założyłam kaptur. Auto Vik wciąż tam stało. Uznałam że na nią poczekam. Oparłam się o drzewo i czekałam. Nie trwało to długo. Po 5 minutach wyszła z uśmieszkiem. Podeszłam do niej.
- Witaj Sophie
- Po co to zrobiłaś? Po co niszczysz moje życie.
- Już nie pamiętasz? To była moja miłość
- Dziewczyno ogarnij się. Skąd miałam wiedzieć że się w nim zakocham? Ty mi tylko to niszczysz. Znajdź sobie kogoś innego jeśli jesteś taka samotna i zażenowana sobą.
- Ale o co ci chodzi?
- Odpieprz się ode mnie, od Lou i od mojego życia. Bo tego pożałujesz na zawsze. Jeszcze raz cię tu zobaczę i już nie będę taka miła jak teraz.
- Nie boję się ciebie
- To zobaczymy
Odwróciła się na pięcie i odeszła. Moje oczy ciemniały z chwili na chwilę. W pewnym momencie Louis wyszedł z domu. Zarzuciłam kaptur na głowę. Chciałam spokojnie odejść kiedy zauważył że to ja.
- Sophie zaczekaj
Nie odwróciłam się. Nie mogłam spojrzeć mu w oczy. Deszcz zaczął kropić. Ja nadal szłam przed siebie. Nie zważałam na jego krzyki. Chciałam być jak najdalej. Obcas od jednego buta mi się złamał. Nie zareagowałam jakimś krzykiem. Ściągnęłam je i szłam dalej na gołych stopach. Powoli zalewałam się łzami. Gdy byłam prawie przed zakrętem złapał mnie za nadgarstek i obrócił do siebie.
- Posłuchaj mnie
- Co mi powiesz? Cieszyłam się że cię zobaczę. A pierwsze co zobaczyłam w domu to ciebie całującego się z Vik.
- Zmusiła mnie do tego.
- Wpuściłeś ją do domu
- Zostawiłem otwarte drzwi. Byłem na chwilę u Liama po coś nie zamykałem drzwi bo nie widziałem potrzeby a wiedziałem że wracasz dzisiaj.
- Pozwoliłeś jej na to
- Odepchnąłem ją.
- Na moich oczach
- Usłyszała drzwi
- Ból jaki mi sprawiłeś
- Kocham cię i nigdy tego nie chciałem
- To zostanie
- Wiem
- Ten cios
- Nigdy więcej ci go nie zadam
Patrzył mi prosto w oczy. Błagał i żałował.
- Z nią
- Nie chciałem.
- Zrobiłeś to
- Z przymusu
Nie miałam więcej słów dla niego. Ocierałam łzy ale to nic nie dawało bo kolejne spływały coraz mocniej. Chciałam mu przyłożyć w twarz ale coś mnie przed tym hamowało. To było coś silnego.
Widziałam w jego oczach że gdyby mógł to by się dla mnie zabił i nie krzywdził mnie więcej. Chciałam się do niego przytulić i powiedzieć wybaczam ale przed tym też coś mnie hamowało. Miałam mieszane uczucia. Odwróciłam się plecami do niego. Nie mogłam nic. Nie mogłam go znienawidzić i nie mogłam mu wybaczyć. Czułam się bez silna. Poczułam zimno. Stopy zaczynały mi odmarzać. Nie mogłam dłużej czekać w te albo w te. Albo wracam z nim albo idę do mamy. Innego wyboru nie było. Brunet wziął mnie na ręce jak do ślubu i zaniósł do domu.
- Co ty robisz?
- Nogi ci odmarzają.
- Z kąt wiesz?
- Czuję to

                                                                      ***

Położył mnie na kanapie i poszedł po koc.
- Dziękuję ci ale nie musisz
- Muszę. Kocham cię i nie mogłem cię tak zostawić
- Lou ja...
- Wiem. Jestem okropny. Czujesz się przeze mnie oszukana i skrzywdzona.
- Ale....
- Niema ale. Jestem złym człowiekiem bo nie potrafię traktować cię jak księżniczki. Ty nie zasługujesz na takie traktowanie a ja nie zasługuję na ciebie. Jesteś za dobra ( tu chodzi o uczucie ) dla mnie.
- Louis posłuchaj. Wiem że zrobiłeś źle. Ale z tego co powiedziałeś widzę że bardzo tego żałujesz i nie kłamiesz w sprawie tego że ona cię do tego zmusiła. Nigdy nie mów że na mnie nie zasługujesz. To ja na ciebie nie zasługuję bo jestem zła o drobne rzeczy. Widzę jak ty przez takie coś cierpisz. Wybaczę ci ale to zawsze ze mną zostanie. Tylko uważaj na nią bo to ona się cieszyła ze śmierci El. Nie chcę żeby cię skrzywdziła tak mocno jak mnie.
- Co ona ci...
- Zniszczyła mnie. Wyżywała się na mnie. Zrobiła ze mnie worek treningowy. Bałam się przychodzić do szkoły. Kiedyś z nożem na mnie wyskoczyła. Do tej pory mam bliznę na pół ręki. Bałam się jej każdego dnia. Nigdy nie wiedziałam co ze mną zrobi. Zawsze miała coś przy sobie żeby mnie zakatować. Nie mogłam tego znieść. Powiedziałam to rodzicom. Oni uznali że wyjedziemy do innego kraju bo w Polsce zawsze mnie znajdzie. Siedziałam zapłakana jak wyjechaliśmy bo opuściłam moją drugą rodzinę. Dla tego nie chcę żebyś się do niej zbliżał. Bo ona w mieście podejdzie, zwyzywa cię i rzuci w ciebie przy okazji czymś ostrym. I nie dość że cię skompromituje to może jeszcze zabije.
- Ja.....nie..
- Nic nie musisz mówić. - odwróciłam wzrok od niego. Nie chciałam żeby patrzył się na dziewczynkę która sobie w życiu nie potrafi poradzić a od problemów ratuje się ucieczką. Moje życie to jedna wielka ucieczka. Uciekam od problemów które i tak idą za mną. Podniósł mój podbródek tak że musiałam spojrzeć mu w oczy.
- Sophie posłuchaj. Ona już ci nigdy krzywdy nie zrobi. Ja zawszę będę przy tobie. Jeśli będzie trzeba nawet zabiję dla twojego dobra.
- Louis to słodkie z twojej strony
- No nie wiem - spuścił swoją głowę
- Lou?
- Co? - odpowiedział mi pytanie po czym podniósł swój wzrok. Wtedy się w niego wpiłam. Brakowało mi tego. Ten tydzień nas bardzo poróżnił ale znowu złączył w miłość.

1 komentarz:

  1. Omomommomomom *___* Ahh ten rozdział jest taki romantyczny *_* Straszniee fajny! Ta scenka! :D Bożee. Genialne to ;d Uwielbiaam ;d Ta akcja w domu ;d Genialna ;d Świetniee ;d Ogólnie to świetny rozdział ;d Nie mogę się doczekać jak urodzi się malusszeek ;d A tak wgl. planujesz zaręczyny i wgl? I kolejne pytanie.. :D Na jakim momencie zamierzasz skończyć bloga? :D

    OdpowiedzUsuń