poniedziałek, 17 lutego 2014

Rozdział 7

Gdy zjedliśmy już śniadanie, ja poszłam do góry poszukać laptopa.
- O tu jest.
Wzięłam go do ręki i usiadłam na łóżku.
Przejrzałam facebooka i twittera. A na końcu weszłam jeszcze na skype.
Nikogo nigdzie nie było więc go wyłączyłam.
Odstawiłam z powrotem na swoje miejsce, a zamiast niego wzięłam książkę którą dostałam na urodziny. Przeczytałam paręnaście stron i zasnęłam.

#Sen:
" - Co idziemy na spacer księżniczko?
- Jasne czemu nie.
Wyszliśmy z domu. Cały czas trzymaliśmy się za ręce. Rozmawialiśmy o różnych sprawach.
Doszliśmy do parku. Usiedliśmy na ławeczce pod drzewem.
- Słuchaj Sophie
- Tak?
Ukląkł przede mną. Wielki uśmiech pojawił mi się na twarzy.
- Znamy się już bardzo długi czas ja cię kocham mam nadzieję że ty mnie też - szeroko się wtedy uśmiechnął.
- Czy zostaniesz moją panią Horan?
Byłam w szoku tym pytaniem
- Tak.
Rzuciłam się na niego. Widać było że mnie kocha.
Wsunął mi obrączkę na palec.
- To co idziemy?
- Tak.
Szliśmy ze splecionymi palcami. Z daleka jechał rozpędzony samochód.
W pewnej chwili kierowca stracił nad nim panowanie. Jechał prosto na nas.
- Uważaj!
Niall zdążył mnie odepchnąć ale sam już nie zdążył uciec.
Leżał w wielkiej kałuży krwi.
- Niall nie zostawiaj mnie. Niall proszę.
Po mojej twarzy płynęły rzeki gorzkich łez.
- Proszę nie teraz.
Ale to nic nie dało on już nie żył."

W pewnej chwili się obudziłam. Schowałam swoją twarz w rękach. Moje włosy zakryły całą moją głowę. Siedziałam na tym łóżku i płakałam. Nie chciałam żeby mu się coś stało. Teraz doszłam do wniosku że ja coś do niego czuję.
- Hej co ci jest?
Gdy go zobaczyłam podbiegłam do niego i mocno go przytuliłam.
- Co jest?
- Śniłeś mi się.
- To dla tego płaczesz?
- Nie
- To dlaczego?
- Bo w tym śnie zginąłeś.
- Ty się o mnie martwisz?
- No a co?
Odsunęłam się od niego.
- Aha
- Dobra możesz już iść nikt cię już nie potrzebuje - rzuciłam i się uśmiechnęłam
- Idę ale więcej nie płacz dobrze?
- Dobrze postaram się.
Odwróciłam się by poszukać swojej lektury
- Piękna
- Co chcesz?
- Kocham cię
- A ja cię może
Wyszedł z uśmiechem łobuza na twarzy.
Byłam szczęśliwa że to był tylko sen. Załamała bym się gdyby coś mu się stało.
Poczułam wibracje w kieszeni spodni.
- Halo?
- Sophie przyjeżdżaj szybko pod sklep.
- Ale co się stało?
- Później wytłumaczę
- Już biegnę
- Czekam
Rozłączyłam się. Zbiegłam po schodach prosto do drzwi. Na prędkości zaczęłam się zbierać.
- Gdzie biegniesz?
- Do pracy.
Wybiegłam. Miałam na sobie szalik, białe converse i nie zapiętą kurtkę. Jedyne czego zapomniałam to torebka ale miałam telefon w ręce.
Po 15 minutach biegu stanęłam jak wryta. Wszyscy pracownicy sklepu stali przed nim jakby czekali na wyrok. Podeszłam do Daniela.
- Co jest? - Wyszeptałam
- Wrócili z tych fabryk strasznie źli wyglądają jakby chcieli wywalić parę osób.
- Mam nadzieje że tak się nie skończy
Staliśmy wszyscy i czekaliśmy aż ktoś coś powie.
- Słyszałem skargi na parę osób.
Ten przygłup bratanek szefa patrzył się między innymi na mnie. Już wiedziałam że mnie wywalą.
- Te osoby które wymienię zostają i na ich szczęście nie wylatują.
Mówił po kolei nazwiska szczęśliwców którzy nie wylecieli z pracy.
Zostałam ja, Daniel, Catherina i Tom
- Cała wasza czwórka została zwolniona.
- A mogę wiedzieć dlaczego?
- Mój bratanek na was doniósł że klienci się na was skarżą.
- Aha pański bratanek.
- Tak a o coś chodzi?
- Tak. Pański bratanek nas prześladuje. Grozi nam za każdym razem gdy nas widzi że wylecimy z hukiem z tej roboty.
- Ja?
- Tak ty. Bądź dziecko rozsądny i się przyznaj a nie tchórzysz.
- Ja nic nie zrobiłem.
- Ty nic nie zrobiłeś? - Odezwał się Tom
- Mamy dość - dodała Catherina
Rzuciliśmy do siebie znaczące spojrzenia
- Niech pan wie że my całą czwórką dziękujemy panu że nas pan zwolnił. Przynajmniej nie będziemy musieli słuchać obelg w naszą stronę od tego smarkacza.
- A to ciekawe.
- Więc nie do zobaczenia.
Wszyscy zaczęli nam bić brawo.
Z wielkim uśmiechami odeszliśmy z tamtąd.
Dalej byłam zła na tego gnojka że przez niego wyleciałam ale był plus nie musiałam już go więcej na oczy widzieć. Szłam spokojnie łapiąc oddech który jeszcze się nie wyrównał po biegu.
Wpadłam z hukiem do domu. Teatralnie trzasnęłam drzwiami. Ściągnęłam z siebie kurtkę, szalik i buty po czym zawędrowałam do góry. Zamknęłam się na klucz w pokoju. Usiadłam na środku łóżka i zaczęłam płakać.
- No i gdzie ja teraz znajdę pracę? - pytałam się sama siebie.
Poszłam się otrząść do łazienki. Gdy stanęłam przed lustrem zobaczyłam w nim różową z zimna bezbronną dziewczynę która nic nie dostała od życia. Przemyłam twarz wodą. Wytarłam się w ręcznik i wróciłam do pokoju. Horan już w nim siedział.
- Wyjdź nie mam humoru
- To chociaż powiedz mi co się stało.
Stałam oparta o futrynę. Przewróciłam oczami i wzięłam głęboki oddech.
- Wyleciałam z pracy
- Ale jak to?
- Wszystko przez tego gówniarza.
- Nie martw się wszystko będzie dobrze.
- Już mnie pocieszyłeś to możesz wyjść.
Rozglądałam się po całym pomieszczeniu żeby tylko nie patrzeć blondynowi w oczy bo potem zawsze działo się to samo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz