piątek, 28 lutego 2014

Rozdział 43

Od ostatniego spotkania z Perrie minęły już dwa miesiące. Dzisiaj szłam do szpitala i miałam nadzieję że się tam zobaczymy. Pielęgniarka poprowadziła mnie do pustej sali i mówiła że niedługo przyjdzie jakaś inna dziewczyna. Czekałam i czekałam aż wreszcie w drzwiach stanęła moja przyjaciółka.
- Widzę że nas dały do jednej sali - powiedziała po czym się uśmiechnęła.
- Cześć kochanie dawno się nie widziałyśmy
- No trochę długo
Po chwili przyszedł lekarz i zabrał mnie na usg. Obawiałam się że coś będzie nie tak. Ale moje obawy się potwierdziły kiedy okazało się że dziecko powoli zaczyna się dusić. Wpadłam na salę.
- Perrie dzwoń do Louisa niech przyjeżdża
- Co się stało?
- Zabierają mnie na cesarskie cięcie bo dziecko się dusi
- Matko! Już dzwonię - w tym czasie kiedy ona gadała mnie zdążyli już zabrać. Na sali podali mi środki przeciw bólowe. Jak już zaczęły działać rozcięli moje podbrzusze. Trochę się bałam że dziecko będzie chore czy coś. Po chwili usłyszałam płacz dziecka i poczułam wielką ulgę.
- Nic z nim nie jest - zapytałam pielęgniarkę trochę odurzona
- Spokojnie jest zdrowym chłopcem - ledwo widziałam na oczy i chciało mi się spać. Zaszyli rozcięcie i odwieźli z powrotem do Perrie. Po drodze widziałam chyba Lou ale nie byłam w stanie określić czy to był on. Moje powieki robiły się ciężkie. Po chwili już spałam.

                                                                        ***

- Wstajemy - obudziła mnie jedna z pielęgniarek.
Ja jak na rozkaz zeszłam ze szpitalnego łóżka. Kobieta pokazała mi łazienkę i kazała mi się umyć. Czułam się trochę dziwnie ze szwami na ciele ale nie bardzo mi one przeszkadzały. Kiedy wyszłam pielęgniarka oznajmiła mnie że muszę nakarmić dziecko piersią bo nic innego nie zje. Leżałam na sali i gadałam z moją sąsiadką kiedy weszła jedna z nielicznych pielęgniarek na tym oddziale przynosząc dziecko. Był śliczny. Miał oczy i usta Lou. Bardzo mnie to cieszyło. Kiedy mały został nakarmiony zasnął mi na rękach. Po 10 minutach blondynka zaczęła się zwijać z bólu. Zaczęła rodzić. Od razu przyleciały kobiety i ją wzięły na porodówkę. Szybko wzięłam telefon i zadzwoniłam do Zayna.
- Halo?
- Przyjeżdżaj
- Co jest?
- Hm jak myślisz
- Zaraz będę
Myślałam że rzucił tym telefonem o ziemie bo usłyszałam trzask. Po pół godzinie przyjechali. Zayn siedział spanikowany koło mnie a Lou nie mógł się oderwać od Rikera. Nosił go bawił się i wszystko. Godzina męczarni dla Zayna i Perrie. Przywiozły ją strasznie przemęczoną.
- Lepiej jej teraz nie drażnij
Przesunął się ku niej i złapał za rękę. Od razu na ich twarzach pojawiły się uśmiechy.
- Louis bo się zmęczysz - powiedziałam ledwo słyszalnie i posłałam mu uśmiech.
- Wiesz kiedy cię wypuszczą? - zapytał oddając mi już śpiące dziecko.
- Najprawdopodobniej jutro a co?
- No muszę się po ciebie zjawić.
- Tylko czegoś przypadkiem nie zapomnij. Bo na rękach nie będę go wiozła.
- Spokojnie - na salę wparowała pielęgniarka. Musiała wziąć ode mnie dziecko na noc bo nie mogły wrzaski obudzić Pezz. Wzięła je i wyszła.
- No najlepszej opieki tu nie masz
- Nie przesadzaj
- Chciałem cię jeszcze poinformować że moja droga rodzina chce cię poznać
- Nie teraz to nie jest najlepszy pomysł. Ja muszę się pilnować i dzieckiem zajmować a ciebie nie ma całymi dniami. Wiem że bardzo ci na tym zależy ale jest za wcześnie. - pogładziłam go po policzku a on się uśmiechnął.
- Postaram im się to wytłumaczyć. A i Simon dał nam dwa tygodnie wolnego
- To fajnie. Czyli sobie ze mną trochę posiedzisz. I pewnie zanudzę cię na śmierć
- Nie przesadzaj. Nie będzie aż tak źle
- A i moja mama będzie mi pomagała czasami bo chyba jakoś za tobą nie przepada
- Zobaczysz jeszcze mnie pokocha
- Ja zmykam bo dzisiaj muszę jeszcze wracać do pracy. Zobaczymy się jutro
- No papa
Pocałował mnie i wyszedł. Kilka chwil potem żegnałam się z Zaynem. Zostałyśmy same. Znużyło mnie ale wiedziałam że jeszcze dzisiaj się mogę wyspać bo pielęgniarki mnie zapewniały że na noc go zabiorą. Zasnęłam w spokoju i ciszy.

                                                                     ***

Kolejny ranek i kolejny raz budzi mnie pielęgniarka. Dzisiaj czułam się już pewniej. Wykąpałam się i wróciłam na salę zastałam tam uśmiechniętą od ucha do ucha Perrie która trzymała na rękach Rose.
Chwilę potem i ja trzymałam dziecko na rękach. Nakarmiłam go po czym zasnął. W godzinę kręciło się tu z 20 pielęgniarek co mnie trochę denerwowało. Po dwóch godzinach pojawił się Lou z całą graciarnią rzeczy, które kazałam mu przynieść. Pozbieraliśmy wszystko i za zgodą lekarza wyszliśmy. Od tych kilku dni nie czułam świeżego powietrza. Była wczesna jesień więc jeszcze było bardzo ciepło. Jak weszłam do domu byłam zaszokowana. Całe jego wnętrze lśniło.
- Kto tu był?
- Ale w jakim sensie?
- Tu jest czysto na połysk. A ty tu nie mogłeś sprzątać
- Że co? Ja tu sprzątałem - odpowiedział oburzony
- Dobra spokojnie. Idę zanieść małego do łóżeczka zaraz wracam. - moje serce się cieszyło na samą myśl że mam dziecko. Włożyłam go do wyznaczonego miejsca i wróciłam na dół do bruneta, który patrzył się na mnie jakby nie wiem co.
- Czemu się tak na mnie patrzysz?
- Bo od jakiegoś czasu mamy chwilę dla siebie
- A jak chcesz ją zorganizować? - podszedł do mnie i przyciągnął mnie do siebie. To uczucie którego dawno nie znalazłam teraz do mnie wróciło. Wpił się we mnie. Kolejny raz od nowa się w nim zakochałam. Po chwili przygryzał moją wargę. Pozwoliłam mu dzisiaj nie chciałam tego psuć bo mamy o wiele czasu mniej dla siebie. Nasze języki zrytmizowały się. Przerwał nam płacz dziecka.
- Muszę iść - Louis się bardzo skrzywił na tę wiadomość ale nic na to nie poradzę. Poszłam do góry. Chciałam żeby jeszcze pospał. Wzięłam go na ręce. Trochę się z nim pokołysałam i znowu spał. Tak słodko wyglądał. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Zeszłam z powrotem na dół. Spojrzał na mnie zdziwiony. Na twarzy miał wypisane gdzie jest Riker?
- Śpi - znowu do mnie podszedł. Zetknęliśmy się czołami i patrzyliśmy sobie prosto w oczy.
- Jak ty to zrobiłaś nie było cię chwilę
- Jestem zaczarowaną wróżką z krainy wiecznego snu - po tej odpowiedzi posłałam mu szeroki uśmiech na co on zareagował tak samo.
- Kocham cię bardziej niż sobie wyobrażasz
- Ale ja cię kocham bardziej - tym razem ja rozpoczęłam wszystko od nowa. Podniósł mnie a ja owinęłam swoje nogi wokół jego sylwetki. Zatopiłam się w jego włosach a on trzymał mnie i zarazem przyciskał do siebie. Bardzo mi tego brakowało. I nie chciałam żeby to znikło na zawsze.

1 komentarz:

  1. Świeetny! Mały słodki Riker *___* Chyba dobrze to napisałam ;d Przynajmniej tak mi się wydajee ;d Taaki słodziaśny ten rozdział ;d Uwieeelbiam <3 Czekam z nie cierpliowścią na nexta :D

    OdpowiedzUsuń