poniedziałek, 17 lutego 2014

Rozdział 9

- Ha! Wiedziałam że ich zniszczą.
- Jak to możliwe?
- Po prostu Polacy są lepsi!
- 1:0 wielcy mi mistrzowie - dodał z grymasem na twarzy
- Ale i tak lepsi niż Irlandczycy.
- TY!
- Mogłam się z tobą założyć.
- Ale na szczęście tego nie zrobiłaś
- I teraz tego żałuję.
Siedzieliśmy i patrzyliśmy się w telewizor.
- Oooooo!
- Co?
- Jaki śliczny szczeniaczek
- Lubisz szczeniaki?
- Kocham, ale nigdy nikt mi nie chciał takiego kupić - dodałam z wielkim oburzeniem.
- Próbowałam nawet wymuszać ale zawsze jak już musieli to pokazywali mi już stare psy a ja zawszę wolałam szczeniaczka.
- To ciekawe.
- Miałeś kiedyś zwierzaka?
- Tak dwie rybki.
- Aha
- A ty miałaś kiedyś jakiegoś zwierzęcia?
- Nie, ale jak mówiłam zawsze chciałam mieć szczeniaka.
- Fajnie, a jakbyś go nazwała?
- Szczęściarz.
- Fajne imię dla psa.
- Dobra Horan ja idę spać bo jestem padnięta.
- Ja jeszcze tu się pokręcę i też pójdę.
Wstałam i się wyciągnęłam. Pocałowałam go przelotnie w polik i odeszłam.
Gdy doszłam do góry wywaliłam się na łóżko i zasnęłam.

                                                                   ***

Kolejny dzień był już bardzo ponury. Od samego początku mojego stania na nogach lało porządnie.
Otworzyłam na oścież okno by się wywietrzyło. Nie wiem dlaczego ale lubiłam zapach deszczu.
Mogła bym go wdychać całymi dniami. Ale obowiązki mnie wzywały. Zeszłam na dół.
Blondyn jeszcze spał więc zanim się zbierze i zwlecze na dół śniadanie już będzie czekało.
Szybko się uwinęłam. Sama nawet już zdążyłam zjeść. Siedziałam na blacie w kuchni kiedy on wparował.
- Cześć księżniczko. Co tak ładnie pachnie?
Podszedł do mnie i mnie pocałował po czym mnie prawie z tego blatu nie zrzucił.
- Nie za dużo tych czułości?
- Dla ciebie nigdy.
- Słuchaj skarbie po południu wychodzę na godzinkę lub dwie
- A gdzie? I to jeszcze w taką ulewę?
- Idę do Malika bo się umówiliśmy na poważną rozmowę.
- Aha. Czyli ja za ten czas postaram się znaleźć sobie pracę.
- No dobrze.
Gdy on jadł do mnie zadzwonił telefon.
- Halo?
- Dzień dobry pani Lynch. Mam do pani sprawę.
- Słucham
- Czy chciała by pani wrócić do pracy?
Prawie się w szklance nie utopiłam kiedy usłyszałam te słowa.
- Nie wiem a dlaczego pan pyta?
- Ponieważ jest pani jedną z najlepszych pracownic tego sklepu.
- Nie wiem jeśli pana bratanek będzie się z dala od wszystkich trzymał a ode mnie na 3 kilometry.
- Dobrze.
- To kiedy mam się zjawić?
- W przyszłym tygodniu o tej godzinie co zawszę.
- Dobrze stawię się do widzenia
- Do widzenia.
Odłożyłam telefon na blat.
- Kto to?
- Mój szef. Z powrotem mnie tam chcą
- Zgodziłaś się?
- Tak nie miałam innego wyjścia.
Teraz do Nialla zaczął telefon dzwonić.
- Halo?
- Że teraz?
- Dobra niedługo będę cześć
Odłożył telefon.
- Kto to był?
- Zayn
- Co chciał?
- Powiedział że musimy się teraz spotkać bo potem nie ma czasu.
- Jedź będę czekała.
Podszedł do mnie pocałował mnie w czoło i odszedł.
- Pa słońce
- Pa Shrek
I tak oto ranek spędzam sama ze sobą. Ogarnęłam jakoś ten chlew w domu.
Te dwie godziny szybko mi minęły. Drzwi się otworzyły. Ruszyłam przyśpieszonym krokiem w stronę drzwi.
- Hej słońce.
- Hej. Człowieku gdzieś ty tyle był. Jesteś cały mokry.
- Przepraszam że nie jestem taki szybki żeby mijać krople deszczu.
Zaczęliśmy się śmiać.
- A co ty tam masz?
- A prezent dla ciebie
- Dla mnie? Po co?
- Bo bardzo tego chciałaś.
Wyciągnął z pod kurtki małe zwierzątko.
- Ooooo! Jaki śliczny!
Dał mi go na ręce.
- Jak się wabi?
- Hmm, no nie wiem może Szczęściarz.
- Jesteś kochany
- No wiem. Muszę iść po resztę gratów dla niego. Tylko go nie zgub.
Wyszedł z domu a ja zawędrowałam do salonu. Usiadłam na podłodze.
Psiak już się wyrywał żeby pobiegać po domu.
- No już cię puszczam.
Mały biegał po całym pokoju. Gdy się zmęczył przybiegł z powrotem do mnie.
- Widzę że się dogadujecie.
- Tak. Jest słodki. Dziękuję ci.
- Widzisz. Ja wiem jaki prezent kupić własnej dziewczynie.
- Eeeeeeee e! Jakiej dziewczynie?
- No mojej
Podszedł i mnie pocałował.
- Spadaj jesteś cały mokry

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz