czwartek, 20 lutego 2014

Rozdział 19

Jutro znowu na 9.00. A ja nadal nie mogłam uwierzyć że nie zauważyłam nic wcześniej. Byłam zła na siebie. Czułam się z tym okropnie. Teraz gdy zaczęłam nad tym myśleć uznałam że nie chcę żeby patrzył mi się w oczy. Wtedy będzie czuł mój gniew i smutek. Oparłam się o ścianę i zamknęłam oczy. Ukazał mi się ten dzień kiedy uciekałam od Nialla i wpadłam na niego. Wtedy mi wszystko powiedział i się pocałowaliśmy. Jak na razie najlepszy dzień z tych co miałam. Uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Siedziałam z tym głupawym uśmieszkiem i zamkniętymi oczami oparta o ścianę.
Dopiero Louis wyrwał mnie z zamyślenia kiedy mnie pocałował.
- A to za co?
- Na poprawę humoru
- Nie wiem co mam o tym myśleć. Z jednej strony brakuje mi tego a z drugiej tego. Mam za duży problem żebym go sama rozwiązywała. Chciałabym żeby wszystko było tak jak dawniej. Rodzice byli na miejscu dogadywałam się z nimi. Teraz co? Rodzice wyjechali nie mam z nimi kontaktu ani ja ani brat. Nie wiem czy coś się nie stało. Nie odzywają się do nikogo. Nikt nie wiem po co pojechali, gdzie pojechali, kiedy wrócą. Nic. Brakuje mi ich. Nie mogę z nimi porozmawiać bo jak dzwonię to albo nie odbierają albo mają wyłączone telefony. Powoli tracę nadzieję że kiedyś ich jeszcze zobaczę. Na samą myśl że oni mogą już nie żyć płakać mi się chce i słabo mi. Jedyne co mi pozostaje na razie to czekanie. Nic więcej nie mogę zrobić. Teraz tylko mam dwie osoby na miejscu. Można nawet powiedzieć że jedną. Mam ciebie. Nikogo więcej. Tylko zostało jeszcze jedno.
- Co?
- Nie możemy się tyle z tym ukrywać. Bo kiedyś i tak się wszyscy dowiedzą. Boję się reakcji Nialla. Jak się dowie to nas zabije. A ja chcę jeszcze pożyć. Będzie chodził wkurzony że odeszłam od niego i jestem z tobą.
- Nie powinien być wkurzony na ciebie. Sam w tym zawinił. Być może wie że to jego wina. Uciekłaś bo żyjesz w strachu i smutku. Jeśli cię naprawdę kocha zrozumie wszystko. Jeśli nie będzie zły. A jeśli ma wszystkich dookoła gdzieś nawet się nie przejmie.
- Dziękuję że mnie wspierasz w tak trudnych dla mnie chwilach.
Posłał mi szczery uśmiech. On mnie rozumiał po mimo tego że nie wszystko mówiłam on o wszystkim wiedział.
- Choć się połóż bo jutro nie zdążysz i będzie źle.
Posłuchałam go i po chwili spaliśmy we dwoje.

                                                                                ***

Rano podniosłam się z łóżka rozkojarzona. Spojrzałam na zegarek 7.00 mojego towarzysza nie było.
Szybko się ogarnęłam i po 15 minutach byłam już na dole. O dziwo Louisa nie było w kuchni. Uznałam że gdzieś się błąka. Zrobiłam sobie coś do jedzenia. Gdy jadłam spacerowałam po kuchni. Myślałam nad tym co będzie jak już zostanę tą piosenkarką a on znowu wróci na scenę. Nie będziemy mieli dla siebie czasu. Kiedy skończyłam się kręcić po kuchni była godzina 7.45 nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Telefon zaczął brzęczeć mi w kieszeni. Nieznany numer. Postanowiłam że odbiorę.
- Halo?
- Sophie?
- Tak to ja a o co chodzi?
- Sophie to ja mama.
- Mama? Co się stało? Czemu nie odbieraliście moich telefonów? - łzy pojawiły się w moich oczach.
- Słuchaj skarbie nie odbieraliśmy bo nie mieliśmy czasu.
- Gdzie jesteście? Kiedy wrócicie?
- Nie wiem słonko. Dzwonię żeby powiedzieć ci smutną wiadomość.
- Co się stało?
- Jestem na wojnie nie mogę ci powiedzieć gdzie tą smutną wiadomością jest to że wczoraj w nocy ktoś postrzelił śmiertelnie waszego tatę.
- Co? - załamałam się mój głos tak samo
- Jak to nie żyje? Nie to nie jest prawda. Nie. Proszę powiedz że żartujesz.
- Nie ja nie żartuję. Skarbie proszę nie płacz.
- Jak mam nie płakać? Tato nie żyje. Mamo co z tobą? - dławiłam się łzami z każdym wypowiedzianym słowem.
- Córciu mnie też to strasznie boli. Nie obiecuję ci że jeszcze się zobaczymy. Postaram się by tylko chociaż raz jeszcze was zobaczyć. W drodze jest list. Musisz go odebrać z poczty.
- Dobrze mamo proszę uważaj na siebie.
- Postaram się. Papa
- Pa
Siedziałam na podłodze cała w łzach. Myśli nie przestały mnie prześladować.
- Jak on mógł zginąć. Opuścił nas. Straciłam w sobie wiarę. Już go nigdy nie zobaczę. Zostały mi zdjęcia. Ale co mi po nich. Nic straciłam go na zawszę. Nigdy już mnie nie przytuli. Nigdy już nie powie mi dobrego słowa. Moje najlepsze lata legły w gruzach.
Usłyszałam otwierające drzwi. Nie mogłam się otrząść. Cała się trzęsłam i nie przestawałam płakać.
To był zbyt duży cios jak dla mnie. Pokazał mi się obraz jak go zabijają. Przeraziłam się że ktoś tak mógł go potraktować. Jak ktoś mógł być takim potworem. Dlaczego pojechał na tą pieprzoną wojnę.
Dlaczego?
- Co jest? - poczułam zapach jego perfum wokół mnie.
- Moja mama dzwoniła
- To chyba dobrze
- Może gdyby nie dzwoniła że mój tato nie żyje.
- Co?
- Zabili go. Na wojnę pojechali.
- Wstań.
Pokiwałam mu głową że tego nie zrobię.
Usłyszałam ułamki rozmowy.
- Simon ona nie jest w stanie się pojawić przez najbliższy tydzień. Sprawy rodzinne. Dzięki mam nadzieję że to nie sprawi kłopotu. Cześć.
Wrócił z powrotem do mnie.
- Przez najbliższy tydzień nigdzie się nie wybierasz. Idź do góry połóż się.
Podniosłam się nic nie mówiąc. Pobiegłam do góry. Kolejny raz siedziałam przy otwartym oknie. Mój ból przerastał mnie coraz bardziej. Każdy kto przechodził gapił się na mnie ale nie zwracałam na to uwagi. Cały czas patrzyłam się w zachmurzone niebo. Po 30 minutach usłyszałam bieg po schodach. Perrie wbiegła do pokoju jak oparzona.
- Kochanie jak się czujesz?
Podeszła do mnie i mocno przytuliła
- Okropnie. Straciłam go na zawsze. Już nigdy go nie zobaczę.
- Przykro mi. Nie wiedziałam że jest aż tak źle.
- Nie twoja wina. Sama do tej pory nic nie wiedziałam. Najgorsze jest to że mój smutek udziela się też Lou.
- Tylko nie mów...
- Tak jesteśmy parą. I co z tego? Wolałabym uciec i zginąć by nie sprawiać mu bólu. Kocham go ale co to daje? Wielkie nic. Ja płaczę on cierpi, jestem smutna on cierpi, jestem zła on cierpi. Nie chcę żeby tak już zostało do końca. Nie chcę. To nie jest moje życie. Moje życie było piękne. Wszystko się zepsuło w jednej krótkiej chwili. A pomyśl ja muszę to jeszcze powiedzieć bratu. On może zareagować inaczej niż ja. Boję się tej chwili. Nie chcę patrzeć jak płaczę po stracie ojca. Jak on będzie płakał ja będę razem z nim.
- Słoneczko masz nas. My nigdy się od ciebie nie odwrócimy.
- Dziękuję. - nie zdołałam się na uśmiech za dużo bólu.
- Ja idę ty tu siedź zobaczymy się w najbliższym czasie. Nie płacz już proszę.
- Postaram się. Do zobaczenia.
Przytuliłam ją na pożegnanie. Gdy wyszła znowu zalewałam się łzami. Minęła kolejna godzina. Słyszałam jak wszyscy siedzą na dole. Nie było słychać śmiechów. Cierpieli ze mną. Kocham ich moich przyjaciół. Miałam nadzieję że Perrie nikomu nie wygadała o tym że jesteśmy parą z Louisem.
Po kolejnej godzinie przyszedł do mnie Harry.
- Hej piękna jak się czujesz?
- Źle
- Przyszedłem żeby z tobą porozmawiać o istotnej rzeczy.
- O co chodzi? - wypowiadałam słowa nie odrywając wzroku od przyrody.
- Bo wiesz Perrie nie wytrzymała i już wszystkim wypaplała że jesteście parą. Tylko się na nią nie złość.
- Nie mam o co. Obojętne mi teraz wszystko.
- Więc chciałem życzyć wam dużo szczęścia w miłości
- Dzięki. - podeszłam do niego i go przytuliłam.
- Ja idę a ty się połóż i odpoczywaj
Po 5 sekundach w moim pokoju słychać było jedynie bicie mojego serca.
Wszyscy do mnie przyszli. Gratulowali mi i prawie tu ze mną płakali.
Cieszyłam się że ich mam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz